ZOBACZ GALERIĘ >>>

Szklane drzwi rozsuwają się, mogę wsiadać. Lśniący zipcar stoi w zatoczce, jakby na mnie czekał. Ruszamy – ja i elektryczny, w pełni zautomatyzowany pojazd korzystający z sił magnetycznych.
Podróż do przyszłości będzie krótka – potrwa kilka minut, trasa prowadzi wśród betonowych filarów na poziomie zero.

Przemieszczam się bezkolizyjnie tuż pod jednym z najbardziej innowacyjnych miast świata. A dokładniej pod czymś, co stanowi laboratorium lepszej przyszłości. Wychodzę po schodach na zacieniony dziedziniec. Wieje suchy wiatr, mężczyźni przemykają w garniturach, kobiety w abajach. Samochodów nie ma, w Masdarze są zakazane. Podstawową regułą w eksperymentalnym ekomieście jest to, że do ważnych usług i spraw można dotrzeć pieszo. Wszystko zachęca do spaceru: uliczki na tyle wąskie, by część pozostawała zacieniona. Falujące fasady, które przyspieszają pęd wiatrów i przyjemnie chłodzą. Dobrze uwidocznione schody i trudne do znalezienia, celowo ukryte windy.

Co kilkadziesiąt metrów – placyki lub dziedzińce z gajem palmowym, fontanną, ławami z recyklingowanego betonu. Cisza, czasem tylko rozmowy, świst wiatru, dzwonki telefonów. Żadnego zgiełku, który od stuleci kojarzymy z miastem. Wszystko to cud – technologicznie zaawansowana oaza na surowej pustyni, 20 km od Abu Zabi, stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich.

W sercu istniejącej części miasta (projekt ogłoszono 10 lat temu, budowa zaczęła się w 2008 r. i postępuje powoli – zrealizowano kilka procent ambitnych założeń), na dziedzińcu, panuje spokój. Grupa kobiet rozłożyła się na poduchach, piją kawę. Furkocze wieża wiatrowa – przechwytuje mknące nad dachami wiatry i ściąga je przez chłodzącą teflonową tubę. Dlatego tu, gdzie siedzę, korzystając z wszechobecnego wi-fi, jest o 10 stopni zimniej niż w centrum Abu Zabi. To jedyne w promieniu wielu kilometrów miejsce, w którym siły natury – palące słońce i pustynne powiewy – stały się sprzymierzeńcami ludzi.

Masdar stanął pod odpowiednim kątem – tak by chłodziły go wiatry. Dachy pokryte są panelami zmieniającymi światło w energię. W oknach inspirowane tradycjami arabskimi rzeźbione ekrany – wpuszczają promienie słońca do wnętrza, ale chronią przed nagrzaniem. Lamp potrzeba o połowę mniej niż w zwykłych budynkach. I można obyć się bez klimatyzacji – istny fenomen w kraju dręczonym przez 50-stopniowe upały.

Zamiast wieżowców – wyłącznie kilkupiętrowe, gęsto skupione budynki, jak w dawnych arabskich miastach. Każdy z nich to unikatowy okaz architektoniczny.

Masdar rozwija się organicznie, adekwatnie do potrzeb – mówi mi Chris Wan zarządzający rozwojem miasta. – Bierzemy pod uwagę wiele czynników klimatycznych i potrzeby zamawiających. Projektujemy budynki tak, by zużywały jak najmniej zasobów.

Stoimy na kaskadowych schodach, które są swego rodzaju bramą do miasta. Obok działa pierwszy w ZEA sklep z organiczną żywnością, kawiarnia, jest i siedziba firmy Siemens – jednej z 300 organizacji, które mają w Masdarze swoje biura. Inne to np. Lockheed Martin, General Electric czy IRENA – Międzynarodowa Agencja Energii Odnawialnej. Wprowadziła się tu przed rokiem, powstał dla niej modelowy kompleks budynków, które nie dość, że zużywają o połowę mniej prądu i wody, to jeszcze produkują energię. – Stawiamy na architekturę pasywną, która wykorzystuje czynniki przyrody na swoją korzyść – wyjaśnia Wan. Ale unika odpowiedzi na pytanie, kiedy Masdar zmieni się z mikrolaboratorium pełnego naukowców i pracowników korporacji w autentyczne miasto. – Nie mam w głowie żadnej daty. Zrównoważony rozwój polega na tym, że odpowiada na potrzeby. Jedną z nich jest opłacalność.

Innymi słowy, przyznaje, że do realizacji snu o Masdarze – pierwszym mieście bez dwutlenku węgla – wciąż daleko. Władze Emiratów, świadome wyczerpujących się zasobów ropy, przyszłości upatrują w przemysłach związanych z wiedzą i innowacjami. Ale w tych futurystycznych wizjach kierują się zyskiem, dlatego ostrożnie podchodzą do inwestowania w rozbudowę Masdaru.
Rodzące się tu ekojutro jest opowieścią o kompromisach. Tuż po wbiciu łopaty nadszedł globalny kryzys, który spłoszył część inwestorów. Zamiast 50 tys. mieszkańców i 40 tys. ludzi dojeżdżających tu do pracy na razie w mieście żyją 3 tys. osób, w tym zespół instytutu technologicznego. Specjaliści pracują nad pomysłami na zdrowsze, tańsze i szczęśliwsze miasta. Częstymi gość­mi są tu przedstawiciele rządów i korporacji – krążą, oglądają prototypy i próbują zaszczepiać podobne rozwiązania w innych regionach. Masdar pomógł już stworzyć m.in. elektrownie słoneczne w Hiszpanii, Mauretanii i Afganistanie, farmy wiatrowe na Seszelach czy pompy w Omanie.

Nieważne, czy budujesz na pustyni, czy w górach. Wszędzie można stosować naszą filozofię tworzenia infrastruktury współdziałającej z naturą – przekonuje Wan. – Jestem optymistą. Naszą rolą jest zaszczepianie wiary w przyszłość. Wobec zmian klimatycznych ludzkość potrzebuje tysięcy takich miejsc jak Masdar, by przetrwać. Być może część założeń się nie spełni, ale my przynajmniej coś w tej sprawie robimy.

 

Ekstrawagancki kuzyn

Opuszczam Masdar miejskim autobusem. Wystarczy wyjść poza obręb tej nowatorskiej enklawy, by poczuć palącą rzeczywistość. Autobus jedzie do Abu Zabi, klucząc wśród willowych dzielnic. Emiratczycy żyją w rozłożystych domach z bujnymi ogrodami i kilkoma samochodami. Symbolem statusu jest wystawny styl życia i nieograniczone korzystanie z zasobów: ludzkiej pracy, paliwa, wody, prądu. Gdy zamożni wyjeżdżają na długie wakacje, nie wyłączają nawet w domach klimatyzacji.

Wtaczamy się na autostradę i od razu wpadamy w korek. Abu Zabi, wybudowane błyskawicznie, po tym jak w końcu lat 50. odkryto tu ropę, to siatka szerokich, wielopasmowych alei, wzdłuż których stoją wysokie apartamentowce i biurowce. Większość pozbawiona fantazji, za to hotele – wystawne, olbrzymie, jakby pękały z dumy. Abu Zabi jest posiadaczem największych w ZEA zasobów ropy, ale jako centrum polityczne cierpi na nudę. Przywódcy, chcąc rozbudzić apetyty inwestorów, uruchomili tu projekty powstające wbrew rzeczywistości. Na sztucznie powiększonych wyspach Saadiyat i Yas powstają arabskie kopie globalnych marek: Muzeum Guggenheima, oddział Luwru, tutejsza wersja Hiltona i filia Uniwersytetu Nowojorskiego. Wszystko olbrzymie, oddalone, samotne. Budowa muzeów się ślimaczy, za to tor Formuły 1 oraz park wodny przyciągają w weekendy tysiące ludzi. Raj finansowy nie nadąża z zaspokajaniem potrzeb tych, którzy pragną nie masdarskiej skromności, lecz mocnych wrażeń i niesamowitości.

Godzinę drogi stąd leży Dubaj – ekstrawagancki kuzyn statecznej stolicy Emiratów. Tam co wieczór wydarza się to, co jeszcze rano uważano za niemożliwe. Dubaj chce być „naj” – stawia na rozmiar, tempo i świeżość. Wyrastają tam nie tyle budynki, co brawurowe wizje całych dzielnic projektowanych z nieznanym reszcie świata rozmachem. Burdż Chalifa imponuje rekordową wysokością, ale najbardziej zdumiewające są sztuczne Wyspy Palmowe. Pierwsza – Jumeirah – powstała w kilka lat i to z naturalnych materiałów.

Do morza zrzucano tony bloków skalnych oraz pompowanego z dna piasku, nurkowie sprawdzali umocnienia, a pomiary satelitarne pomagały uzyskać idealny kształt palmowych liści, które pustynnemu Emiratowi przydały łącznie kilkadziesiąt kilometrów wybrzeża i prestiżową lokalizację dla deweloperów. Na samym czubku palmy stanął luksusowy Atlantis – imponujący pałacowy hotel oferujący gościom baśniowe atrakcje.

Pięć dekad temu żyjący w okolicy Beduini żywili się niemal wyłącznie daktylami, a jedynym źródłem ich zarobku było wycieńczające poławianie pereł. Dziś goście relaksują się na stworzonej ludzkimi siłami wyspie, gdzie czekają rozległe apartamenty czy gigantyczne akwarium. Można nurkować wśród rekinów lub delfinów, korzystać z wodnych rozrywek, kupować w luksusowych butikach, jeść w ponad 20 restauracjach i cieszyć się spektakularnymi widokami. Atlantis był jedną z pierwszych ikonicznych budowli Dubaju – miasta, które niemal każdego dnia unieważnia przeszłość i wyznacza nowe standardy. Od otwarcia hotelu minęło osiem lat, a obok niego rośnie już siostrzany, innowacyjny obiekt. Będzie trzykrotnie większy, ale też ultraminimalistyczny, złożony z przeszklonych kubików. Czyżby lekcja z Masdaru zawędrowała na szczyt luksusu?

– Oczywiście, uczymy się na doświadczeniach. Utrzymanie budowli na środku morza w ekstremalnym upale, wietrze i wilgoci kosztuje – mówi Serge Zaalof zarządzający hotelem Atlantis. W środku nocy odwiedzamy budowę – w świetle reflektorów pracują spychacze, maszyny leją beton. Nie ma jeszcze fundamentu, ale Zaalof zapewnia: – Za trzy lata przyjmiemy pierwszych gości.
Podczas gdy Masdar stopniowo rozsiewa w świecie ideę skromności i prostoty, Dubaj wybucha jak hipnotyzujący fajerwerk. Do połowy lat 60. XX w. żyła w nim garść kupców i poławiaczy, nie było nawet portu ani prądu. Odkrycie ropy przyniosło zyski, które władcy szybko inwestowali w infrastrukturę przyszłości. Imponujące budowle w połączeniu z wolnymi strefami ekonomicznymi szybko zrodziły miasto, które może budzić porównania z jednym tylko miejscem – Nowym Jorkiem. Dziś do pnącego się pod niebo, pozbawionego zahamowań Dubaju ciągnie cały świat – pracują tu migranci z 200 krajów. Współtworzą miasto globalne, które żyje pragnieniem przesuwania granic i pogonią za tym, czego nigdy jeszcze nie było.

 

WARTO WIEDZIEĆ

Kiedy lecieć?

Najprzyjemniej w listopadzie i grudniu – 25°C i lekkie wiatry. Wiosną i latem: upały ponad 40°C, lepiej więc  pozostawać w klimatyzowanych wnętrzach.

Jak dotrzeć?

Najtaniej z Air Berlin – z przesiadką w Berlinie i Qatar Airlines lub Etihad (1700–1900 zł). Codziennie z Warszawy do Dubaju lata też Emirates. Między Abu Zabi a Dubajem przejechać można autobusem. Podróż: 90 min, ok. 30 zł, bez kontroli paszportowej.W obu miastach jest dobrze rozwinięty transport publiczny. W Dubaju – powolne, ale czyste metro i tramwaje. W Abu Zabi – autobusy. Pojedynczy przejazd: 4–6 zł.

Co jeść?

Mimo wszechobecnego futuryzmu Abu Zabi karmi tradycyjnie:  niedrogie restauracje libańskie, indyjskie i tajskie mieszczą się na parterze w budynkach wzdłuż głównych ulic. Posiłki już od 12 zł.

Co kupić?

Od największego centrum handlowego świata Dubai Mall po tradycyjne suki i targi tematyczne – okazji do kupowania tu nie brakuje. Z podatku zwolnione są m.in. urządzenia elektroniczne, warto szukać tańszych niż w Polsce komputerów czy smartfonów.

Pamiętaj!

W ZEA warto powstrzymać się od publicznego okazywania czułości i spożywania alkoholu. W kraju zakazane i zablokowane są też strony internetowe i telewizje prezentujące treści erotyczne.

 

Tekst: Paulina Wilk