To jest ukoronowanie naszych starań i wysiłku, by zrealizować cel, jaki sobie postawiliśmy – mówi Dawid drżącym ze wzruszenia głosem. Spogląda przeciągle na roztaczającą się przed nimi wielką wodę bijącą falami o brzeg, wciąga głęboko powietrze chłonąc zapach oceanu, na ustach czuje słoną wilgość i ... jest szczęśliwy.
 

Ostatni etap podróży bracia pokonali w 22 godziny. Wyjeżdżając z Belem sądzili, podobnie jak jeden z czytelników komentujący poprzedni artykuł o planowanym przejeździe nad ocean, że przed nimi “teraz to już spacerek te 200 km:)”. Jakież było ich zdziwienie, gdy droga asfaltowa, którą zmierzali nad Atlantyk zmieniła się w drogę szutrową, a potem wjechali w dżunglę. I tak kolejne 30 kilometrów przedzierali się przez zarośla tropikalnej roślinności, jak kilka dni temu.
 

- Ale ciśnienie to nam wczoraj podniosłeś – żartowali siedząc już na plaży. Fakt to ja zaznaczyłem na ich lokalizatorze punkty trasy, którą mieli podróżować. – Wiedzieliśmy, że zrobiłeś to po to, żebyśmy tak szybko o dżungli nie zapomnieli i jeszcze trochę się pomęczyli. Ale co zrobić, klniemy na Ciebie i jedziemy dalej. Za to plażę na metę naszej wyprawy wybrałeś przepiękną.
 

Plaża ze złoty piaskiem skąpana w słońcu, fale jak na Bałtyku, przyjemne ciepło – Atlantyk przywitał ich tak jak sobie to wymarzyli, co spotęgowało radość i ekscytację braci.
 

- Najwspanialsza była kąpiel w oceanie. Woda była dużo cieplejsza niż w Pacyfiku, gdzie zaczynaliśmy wyprawę, i gorąca w porównaniu z jeziorkiem Ticlla Cocha, źródle Amazonki, gdzie zaczęła się nasza przygoda z tą niezwykłą rzeką - opowiadał Hubert z nieschodzącym z twarzy, jak stwierdził, uśmiechem od ucha do ucha. – Czuję się wyśmienicie!
 

Siedząc na atlantyckiej plaży myślami biegną do swoich bliskich, którzy już niecierpliwie ich oczekują.
 

- Pozdrowienia dla rodziców i moich małych (znaczy synków Dawidka i Filipka)! – krzyczy Hubert do telefonu. – I dla mojej ukochanej żony! – dodaje Dawid.
 

Do zobaczenia wkrótce.
 

Autor: Piotr Chmieliński