Mistrzem ceremonii powinien być buddyjski mnich. Ale nie musi. Siła tatuażu zawarta jest w jego wzorze i zapisanych mantrach, a nie w tym, kto go wykonuje. I tak wytatuowany hanuman, czyli bóg małpa, daje siłę wielkiego wojownika. Smok zapewnia odwagę i mądrość. A gekon sprawia, że kochasz i będziesz kochany. Podstawowe wzory mają nawet tysiąc lat. Mistrzowie od wieków dodają jednak nowe elementy, które objawiły im się w medytacjach.

Nałożenie tatuażu to bardzo ważna chwila, która może zadecydować o całym życiu. Dlatego na ceremonię można zaprosić bliskich. Na początek mistrz miesza barwnik z wodą i sterylizuje we wrzątku bambusowe lub metalowe szpikulce. Te tradycyjne, używane w świątyniach mają nawet pół metra długości. W tym samym czasie artysta tłumaczy znaczenie wzoru i instruuje, jak należy się zachowywać przez następne dni. Aby tatuaż nie stracił mocy, po jego nałożeniu nie wolno rozmawiać z nikim przez trzy dni i trzy noce. Jeśli przerwie się milczenie, jedynym wyjściem, aby Sak Yant dalej działał, jest przestrzeganie pięciu buddyjskich abstynencji do końca życia:   nie wolno oszukiwać, być pod wpływem alkoholu, ulegać pożądaniu seksualnemu, kraść i zabijać. Jeśli jednak wytrwa się w ciszy, i tak zabroniona jest arogancja, kradzież, posiadanie więcej niż jednej żony, jedzenie psiego mięsa oraz chodzenie pod domami zbudowanymi na palach. Inaczej magia przestaje działać. Kiedy tusz odpowiednio zgęstnieje, mistrz wyjmuje narzędzie z wrzątku i pociera końcówkę pociętymi cytrynami. Systematycznie, trochę jak maszyna do szycia nakłuwa skórę, wbijając w nią kropelki barwnika. Zaczyna od środka i rozprzestrzenia wzór na boki, nie przestając recytować mantr. Od czasu do czasu ściera szmatką wypływający ze skóry nadmiar atramentu. Gdy tatuaż jest gotowy, mistrz musi go jeszcze konsekrować. Zapala pięć świec i pięć kadzideł symbolizujących pięć inkarnacji Buddy.

Tatuaże najpopularniejsze są wśród ludzi, którym na co dzień zagraża niebezpieczeństwo – żołnierzy, gwiazd tajskiego boksu, policjantów. Ludzie wierzą, że to dzięki Sak Yant uniknęli kuli w czasie strzelaniny i cało wyszli z wypadku samochodowego. W siłę świętych tajskich tatuaży wierzy też Angelina Jolie, która w świątyni w Tajlandii wytatuowała sobie na łopatce mantrę, zaś niżej na plecach tygrysa. Jest wyjątkiem. Kobiety zazwyczaj proszą o tatuaż niewidoczny, który wykonuje się poprzez wstrzyknięcie pod skórę bezbarwnego oleju. Od wieków wzory Sak Yant stosuje się także na tkaninach, a od niedawna na karoseriach samochodów. Też działają.

Święty tatuaż można zrobić w wielu miejscach Tajlandii, Kambodży, Laosu, a ostatnio także Singapuru. Tajowie uważają jednak, że najlepiej przyjechać po niego do Wat Bang Phra, blisko tysiącletniej świątyni znajdującej się 50 kilometrów od Bangkoku. To tu raz do roku odbywa się festiwal tatuaży. Można zrobić sobie kolejny wzór, a także odnowić siłę zawartą w starym. Wielu uczestników popada wówczas w ekstazę. Tajowie przeistaczają się w syczące gekony, wrzeszczące małpy i ryczące smoki. Właśnie takie jakie noszą na skórze.