Wszystko zaczyna się już na wczesnym etapie edukacji. Koreańskie dzieci – jak przedstawia to Frank Ahrens w książce „Koreańczycy. W pułapce doskonałości” – od najmłodszych lat uczone są ciężkiej pracy. Codziennie poświęcają nauce nawet kilkanaście godzin. Po obowiązkowych zajęciach w szkole uczęszczają na dodatkowe popołudniami, a właściwie wieczorami i nocami, gdyż potrafią się one ciągnąć nawet do północy. Co prawda, koreański rząd zakazał korepetycji odbywających się po 22, ale ambitni rodzice i tak posyłają swoje dzieci do działających nielegalnie nocnych nauczycieli.

Lata żmudnej nauki kończą państwowe egzaminy, do których Koreańczycy podchodzą bardzo poważnie. Aby zagwarantować zdającym spokój, prace budowalne w okolicach szkół zostają wstrzymane. Ponadto ogranicza się liczbę lotów nad Seulem. Dobry wynik jest przepustką do jednego z trzech najbardziej pożądanych uniwersytetów (w skrócie SKY) i otwiera kolejny etap codziennej rywalizacji z rówieśnikami. Oczywiście z testami wiąże się ogromna presja – niektórzy absolwenci liceów podchodzą do nich kilkukrotnie. Z badań przeprowadzonych w 30 najlepiej rozwiniętych krajach świata wynika, że nastolatki z Korei Południowej są najbardziej zestresowane!

Ukończone z wyróżnieniem studia pozwalają na wybór miejsca pracy – oferującego możliwie najlepsze warunki czebolu, czyli jednej z potężnych korporacji rządzących koreańskim rynkiem. Życie zawodowe wymaga jednak wyrzeczeń. Dla wielu młodych mężczyzn biuro szybko staje się drugim (a nawet pierwszym) domem, podczas gdy ich żony poświęcają czas na opiekę nad dziećmi i organizację ich nauki. Pnąc się po szczeblach kariery, pracownicy czeboli szybko uczą się lojalności wobec firmy, przełożonych i kolegów z zespołu, przez co przedkładają obowiązki zawodowe nad życie osobiste.

Przedmiotem nieustannej rywalizacji jest dla Koreańczyków nie tylko wykształcenie czy pozycja na rynku pracy. Idealnie obrazuje to „lookizm”, czyli powszechna w tym społeczeństwie obsesja na punkcie wyglądu. Badania pokazują, że koreańskie kobiety zużywają statystycznie 3 razy więcej kosmetyków do pielęgnacji skóry niż mieszkanki Zachodu. Nie powinno zatem dziwić, że jedną z najważniejszych gałęzi gospodarki jest branża kosmetyczna. Prezes spółki AmorePacific, która jest producentem słynnego kremu korygującego BB (stanowi on aż 15% koreańskiego rynku kosmetycznego i z entuzjazmem kupują go przedstawiciele obojga płci), to drugi  najbogatszy człowiek w kraju.

Na ogromną skalę rozwinęła się też w Korei medycyna estetyczna. Odsetek chirurgów plastycznych przypadających na mieszkańca jest w tym kraju najwyższy na świecie, podobnie jak wskaźnik przeprowadzanych przez nich zabiegów. Korea Południowa stała się mekką dla pragnących poprawić swoją urodę Azjatów – zamożni mieszkańcy sąsiednich krajów tłumnie odwiedzają seulskie kliniki urody. Co ciekawe, największa popularnością cieszą się zupełnie inne operacje niż na Zachodzie. Koreańscy lekarze przeważnie zajmują się twarzami swoich klientów. Do najczęstszych zabiegów należy tworzenie „podwójnej powieki” (w celu poszerzenia oczu i nadania bardziej kaukaskich rysów), korekcja żuchwy i przeszczepy włosów. Tym ostatnim chętnie poddają się również mężczyźni, nawet ci w młodym wieku.

Chociaż Koreańczycy cały czas ze sobą rywalizują, to czują też bardzo silną potrzebę solidarności i dopasowania do otoczenia. Paradoks ten tłumaczy jeden z bohaterów książki Ahrensa, mówiąc:

W USA rywalizujecie o to, by wyróżniać się w tłumie. W Korei rywalizujemy o to, aby wpasować się w tłum.

 

Frank Ahrens

„Koreańczycy. W pułapce doskonałości”

Premiera: 14.03.2018

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego