Iran kusi na wiele sposobów: dla jednych są to mniej lub bardziej wymagające szlaki w górach Zagros, dla innych sposób na poznanie obcej kultury i poszukiwanie śladów dawnej Persji. Na miłośników ciepłych kąpieli, czekają natomiast plaże Morza Kaspijskiego. Cel naszej podróży był jednak zupełnie inny. Postanowiliśmy ruszyć śladami polskich uchodźców z czasów II wojny światowej. Bardziej niż na odwiedzeniu nekropolii, zależało nam na dotarciu do świadków. Wydawało się, że po upływie 75 lat od przybycia Polaków do Iranu – będzie to karkołomne zadanie.

 

Historia tułaczki Polaków

W 1942 r. do Iranu przybyło 116 tysięcy polskich uchodźców. Byli tam zarówno żołnierze jak i cywile, a wśród nich ponad 13 tysięcy dzieci. Polacy przybyli do Persji dwiema drogami: lądową z Samarkandy i Aszchabadu do Meszhedu a potem do Indii, oraz morską z Krasnowodzka do Pahlewi (dzisiejszy Bandar-e-Anzali) a potem przez Ahwaz na Bliski Wschód.

Jedynie dziesiątej części tych, którzy znajdowali się w Związku Sowieckim, udało się wydostać z „więzienia narodów”*. Było to możliwe dzięki staraniom generała Władysława Andersa i władz na uchodźstwie oraz zainteresowania Armią Polską rządu Wielkiej Brytanii, który wynegocjował u Stalina zgodę na ewakuację. Gdyby pozostali na „nieludzkiej ziemi”, większości groziłaby śmierć z niedożywienia i chorób.

 

Nie bez wyrzeczeń i zaskoczeń

Po roku przygotowań wyruszyliśmy w drogę: Radosław, Marek, Marek Oliwier Fiedlerowie, Tomasz Siuda i Piotr Baranowski. Udało nam się wpakować do wynajętego Peugeota Parsa i pokonaliśmy tym pojazdem w dwa tygodnie ponad 6 tys. kilometrów. Nie było to łatwe, ponieważ ruch drogowy w Iranie jest bardzo chaotyczny, a drogi zakorkowane.

Powszechna opinia na temat Iranu jest raczej jednostronna: fanatyzm, terroryzm, religijna dyktatura i broń jądrowa to główne skojarzenia, które zachodnie media zdają się tylko podsycać. Mile zaskoczyła nas, tak jak większość turystów i podróżników, niesamowita gościnność i życzliwość Irańczyków. Bez względu na to, czy poruszaliśmy się po zatłoczonych ulicach wielkiego Teheranu, gorącego Ahwazu czy mistycznego Meszhedu, co chwilę słyszeliśmy dookoła pozdrowienia i szereg powodowanych ciekawością pytań. Zanim zdążyliśmy opowiedzieć dokładnie kim jesteśmy i skąd przychodzimy, już po chwili byliśmy podejmowani herbatą, a jeśli spotkanie trwało dłużej niż 5 minut od razu była nam oferowana strawa, ghalyan (fajka wodna w Polsce nazywana sziszą) czy nocleg.

 

Więcej niż uprzejmość

Bardzo podobne spostrzeżenia mieli polscy uchodźcy 75 lat wcześniej. Żołnierz Armii Andersa Józef Czapski, zaraz po przybyciu do portu w Pahlevi zanotował: Pierwsze wrażenie Iranu, to niesłychana uprzejmość ludności, więcej niż uprzejmość – serdeczność. Wszystkie dzieci i wielu starszych machają nam rękami. W Kuczanie, gdzie się zatrzymaliśmy, by coś zjeść, przynosi nam dwóch młodzieńców winogrona za darmo. Tak bez pieniędzy przejeżdżają tu wszyscy nasi od paru tygodni, więc gesty tych ludzi są zupełnie bezinteresowne.

Po dotarciu na gościnną ziemię irańską, niektórzy postanowili zamieszkać tu na zawsze i założyć rodziny. Natomiast dla większości był to okres przejściowy, w drodze do ojczyzny. Połączonym wysiłkiem powstały szkoły i sierocińce, zakłady pracy, towarzystwa naukowe, wydawano prasę i książki.

Pomimo tych starań, wielu Polaków zmarło po dotarciu do portu kaspijskiego w Pahlevi. Blisko dwa tysiące grobów tych właśnie osób znajduje się na największej polskiej nekropolii w Teheranie, jednej z pięciu chrześcijańskich nekropolii z kwaterami polskimi. Zgodnie z zapiskami historyków, w pierwszych kilku tygodniach pobytu w Iranie polskich uchodźców trzeba było chować w kocach, ponieważ jedyna w Teheranie składnica trumien została opróżniona w ciągu pierwszych kilku dni. Jednakże bardzo gorący, a miejscami upalny Iran wraz z bezinteresownie życzliwymi i gościnnymi mieszkańcami, okazał się wybawieniem dla polskich uchodźców.

 

Co się zachowało?

Cmentarze to jedne z ostatnich śladów polskości w Iranie. W niektórych miejscach, jak np. w dzielnicy Khagani w polskim niegdyś Isfahanie, zachowało się jedynie kilka budynków, które służyły za sierociniec. Na ulicy Chahar Bagh zbudowana przez Polaków manufaktura tytoniu właśnie jest w trakcie remontu. W klasztorze szarytek, w którym niegdyś znajdował się Zakład nr 2 („Dwójka”) zostały już tylko dwie siostry w podeszłym wieku, a o szwajcarskich Lazarzystach niegdyś prowadzących Zakład nr 3 („Trójka”) dowiedzieliśmy się, że „bracia pomarli już dawno, a klasztor zamknięto”. Próżno tego typu miejsc szukać także w samym Teheranie. Po 75 latach świadkowie wydarzeń, o ile żyją, weszli już w dziewiątą dekadę swego życia i nie chcą rozmawiać o przeszłości.

Ambasada RP w Teheranie pomogła nam odnaleźć panią Eleonorę Barską, urodzoną w 1926 roku. Z Iranem związała się na dobre i złe. Zapytana czy nie żałuje swej decyzji o pozostaniu w Persji – odpowiedziała krótko, że nie, choć życie jej nie rozpieszczało. Koszmar sowieckich łagrów, dwa małżeństwa, śmierć dziecka oraz rozwód, a po nim samotność, to los nie do pozazdroszczenia. „Ja już nie pamiętam Polski, poza tym wszystko się zmieniło” – wyznała. Nowogródek w którym przyszła na świat jest dziś na terytorium Białorusi.

Nie każdego jednak los doświadczył tak dotkliwie. Doktor Reza Nikpour, przewodniczy Towarzystwa Przyjaźni Irańsko-Polskiej, syn pani Heleny Stelmach i Aliego Mohhameda Nikpoura, chętnie opowiadał nam o swojej zmarłej w kwietniu 2017 r. mamie.  Jej irański mąż nie ukrywał smutku  - „To była najpiękniejsza kobieta na świecie.” wyznał, trzymając w dłoni fotografię swojej ukochanej żony.

 

Czy pamięć przetrwa?

Nieodwołalnie odchodzi pokolenie boleśnie doświadczone wojną, deportacjami i tułaczką, trwającą niekiedy całe życie. Nie oznacza to, że ślady zacierają się bezpowrotnie. Najmilszym zaskoczeniem okazał się Ahwaz. Ponad milionowe miasto, zagłębie naftowe blisko irackiej granicy, gdzie odczuwalna temperatura wynosi 50 stopni. Okazało się, że tutejszy chrześcijański cmentarz, na którym znajduje się polska kwatera, w ostatnim roku przeszedł renowację sfinansowaną ze środków fundacji Muytabe Ghaestouniego. Przedtem nekropolia była niemal wysypiskiem śmieci. Podczas wojny w Ahwazie zorganizowano obóz tranzytowy dla Polaków, których Brytyjczycy przerzucali następnie do Afryki Wschodniej lub na Bliski Wschód (głównie Palestyna i Liban).

 
Cafe Polonia

Po gorącym Ahwazie, Isfahan wydaje się wręcz rajem. Prawdopodobnie ze względu na sprzyjające warunki klimatyczne to tutaj zorganizowano schronienie dla 2600 polskich dzieci. W mieście spotkaliśmy się z panem Aminem Fakharim, miejscowym animatorem kultury, który jest na dobrej drodze do odtworzenia działającej w czasie i po wojnie kawiarni polskiej „Cafe Polonia”. Przed laty było to jedno z ulubionych miejsc spotkań, a także kontaktu miejscowych Irańczyków z Polakami. Amin snuje plany, że w odtworzonym miejscu mieszkańcy Isfahanu poza zajadaniem się polskimi pączkami będą mogli oglądać wernisaże i przedstawienia teatralne. Projekt jest też okazją do współpracy między twórcami z Polski i Iranu. Inicjatywa powstała dzięki mrówczej, historycznej pracy Amina i jego współpracowników.

W Teheranie natomiast poznaliśmy niezwykle energiczną Irankę imieniem Roksana, która bada różne wątki z życia polskich wygnańców, szczególnie dziewcząt i kobiet. Interesuje ją, jak odnalazły się w Iranie i jak były odbierane w tak odmiennej kulturze. Roksana prowadzi niezależny teatr – tuż pod nosem konserwatywnych ajatollahów. Z przedstawieniami o polskich uchodźcach jeździ także do Wrocławia, Krakowa i Warszawy.

Dzięki pracy takich ludzi jak Muytaba, Amin, Roksana i Reza pamięć o Polsce i wydarzeniach które połączyły nasze narody jest wciąż żywa. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem irańskiej gościnności i zgadzamy się co do tego, że to ludzie są największym i niepowtarzalnym atutem Iranu.

* sowieckie łagry

Tekst: Radosław Fiedler