W internecie aż huczy od apeli wzywających służby weterynaryjne do zmiany decyzji, pojawiają się także akcje zachęcające do poszukiwania nowego miejsca dla zwierząt. Czasu jest niewiele, bo pieniądze na likwidację stada już zostały przyznane – 350 tysięcy złotych z budżetu Ministerstwa Rolnictwa.

- To zdziczałe stado, pięknych i najwyraźniej szczęśliwych, spokrewnionych ze sobą krów i cieląt z matkami. Przed przewiezieniem do rzeźni zostaną zapędzone na ciężarówki, co oznacza rozdzielanie matek od cieląt – powiedział w rozmowie z OKO.press etyk i zoolog prof. Andrzej Elżanowski z Polskiego Towarzystwa Etycznego - To będzie dramatyczna operacja, powodująca ogromne cierpienie krów. Zanim w ogóle dojadą do rzeźni.

To jedna strona, po przeciwnej są mieszkańcy i urzędnicy gminy. Narzekają na fakt, że wędrujące po okolicy stado wchodzi w szkodę i dewastuje uprawy.

- Nie może być tak, że stado krów terroryzuje mieszkańców - mówią urzędnicy z Deszczna w rozmowie z reporterami telewizji TVN.

Skąd dzikie krowy? Najprawdopodobniej to efekt wypuszczania jednego z prywatnych stad na teren okolicznego parku i brak odpowiedniego doglądania. Krowy wędrowały sobie po okolicy i mnożyły się bez przeszkód tworząc populację.

– Z właścicielem jest utrudniony kontakt. Raz z nami rozmawia, raz nie, jednak przyznał się, że bydło należy do niego. Są pieniądze i stado zostanie zabite, a od właściciela będziemy dochodzili zwrotu pieniędzy. Obciążymy go za tzw. wykonanie zastępcze – mówi w rozmowie z Gazetą Wyborczą Zofia Batorczak, lubuski wojewódzki lekarz weterynarii i wymienia zagrożenia, które stado może nieść ze sobą dla żyjących w okolicy ludzi. Tłumaczy, że zwierzęta nie były od lat doglądane przez weterynarzy i szczepione, mogą roznosić choroby, nie mają dostępu do czystej wody pitnej oraz niszczy uprawy.

- Stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego, również na drogach powodując wypadki i kolizje, bo policja miała takie zgłoszenia, interweniowali mieszkańcy – dodaje Batorczak.

Los krów nie musi być przesądzony. Krytyka Polityczna donosi, że właściciel stada usłyszał kilka lat temu wyrok zakazu posiadania bydła, wyrok już się uprawomocnił. Mimo apeli do lokalnych władz o odebranie mężczyźnie zwierząt nikt nie zareagował, dlatego sąd podtrzymał decyzję lekarza weterynarii o uśmierceniu stada by zapobiec zagrożeniu epidemiologicznemu.

– Sąd, działając na podstawie ustawy o ochronie zwierząt, uznał, że właściciel stada znęcał się nad zwierzętami, a jednoczenie nakazał mu te wszystkie zwierzęta zabić – tłumaczy w rozmowie z KP Karolina Kuszlewicz, społeczna rzeczniczka praw zwierząt przy Polskim Towarzystwie Etycznym - Środki zastosowane w tej decyzji są niewspółmierne do problemu. Nie ulega wątpliwości, że zwierzęta gospodarskie muszą być zabezpieczone i oznaczone, że standardy weterynaryjne powinny być przestrzegane. To jest jasne. Ale nie musi to oznaczać ich zabicia.

Dlatego dziennikarze KP wzywają swoich czytelników do poszukiwania nowego domu dla zwierząt, by uniknęły trafienia do rzeźni. W internecie zbierane są podpisy pod petycją w sprawie uchylenia decyzji lekarza weterynarii.

„ Zwracamy się więc do Pana z apelem, aby zachować stado krów z Deszczna przy życiu, przebadać zwierzęta, zakolczykować i przyznać im paszporty bydła, co umożliwi przetransportowanie ich do nowego, bezpiecznego miejsca życia” - czytamy w tekście apelu, pod którym podpisało się już prawie 7 tysięcy osób.

Źródła: Gazeta Wyborcza / Avaaz.org / TVN / Krytyka Polityczna / OKO.press