Na początku było marzenie

- W 2014 roku postanowiłam spełnić marzenia z dzieciństwa i wyruszyć gdzieś naprawdę daleko – opowiada Karolina. Wyjazd do USA połączony z pracą okazał się najlepszym rozwiązaniem. Karolina złożyła więc aplikację w programie W&T i na wakacje 2015 miała już plan – spędzi je, pracując na campie dla dzieci.

- Ponieważ miał to być mój pierwszy wyjazd do USA i pierwsze tego typu doświadczenie, chciałam zasięgnąć rady od osób, które już uczestniczyły w tego typu projektach. Napisałam zapytanie na forum i dostałam odpowiedź. Od Roberta.

Okazało się, że dostali się na ten sam camp w USA, z tym że dla Roberta miał to być już trzeci tego typu wyjazd.  - Poprosiłam go o porady, ale tak dobrze się nam rozmawiało, że najczęściej rozmowa schodziła na inne tematy.

Do USA wyjechali jako koledzy. Na miejscu znajomość się rozwinęła i przerodziła w coś więcej, a najsilniejszym spoiwem okazała się wspólna pasja, jaką jest podróżowanie. Jak mówią, to jaki obrót przybrały sprawy, było dla nich sporym zaskoczeniem. - Nie spodziewaliśmy się, że znajdziemy drugą połówkę w momencie, w którym po prostu chcieliśmy przeżyć przygodę – śmieją się.

 

Apetyt rośnie w miarę… jeżdżenia

Wielką zaletą programów typu Work and Travel, jest możliwość podróżowania po zakończeniu pracy. Karolina i Robert w pierwszą wspólną podróż udali się na wschód USA – na Florydę.

A jeszcze zanim wylecieli do USA, wymarzyli sobie podobny wyjazd na rok do Kanady. Zaaplikowali o wizę i rozpoczęli starania o pracę.  W Kanadzie spędzili rok na wizie working holiday. A ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia…

Stwierdzili, że skoro udało się z Ameryką Północą, może warto spróbować aplikować o taką wizę na drugim końcu świata? - Obecnie na tym końcu jesteśmy - w Nowej Zelandii -  gdzie rzekomo chodzi się do góry nogami, a woda w umywalce kręci się w drugą stronę. My jednak twardo stąpamy po ziemi, a jedyne, co nas zdumiewa, to ruch lewostronny i zupełnie przeciwstawne pory roku. Różnica czasu między Polską a Nową Zelandią to aż 12 godzin, więc my kończymy dzień, który w Polsce dopiero się zaczyna. Nasi rodzice śmieją się, że żyjemy szybciej.

I faktycznie, Karolina i Robert żyją szybko. W ciągu ostatnich dwóch lat zdążyli  zwiedzić wspólnie wschodnią i zachodnią część USA, Kanadę, Nową Zelandię, zjeździli Meksyk, Tajlandię, Malezję oraz Singapur. Pomysły na następne wyprawy przychodzą im do głowy. Być może wkrótce będą opalać się na jednej z wysp środkowego Pacyfiku?

 

Lekcje z drogi

Podróże to okazja do pokonania własnych słabości, sprawdzenia się w różnych - nie zawsze łatwych - sytuacjach, a to bardzo cementuje związek.

Karolina i Robert często odpowiadają na pytania „po co tam jeździcie?”, „Co tam będziecie robić?”. I „czy nie lepiej zostać w Polsce i poszukać porządnej pracy, żyć stabilnie, bo to wszystko i tak się nie uda”.

- Z takim nastawieniem nie zaszlibyśmy za daleko i pewnie poddalibyśmy się przy pierwszej trudności.

A nie zawsze jest łatwo. Żyją na walizkach, omija ich sporo: święta w domu, uroczystości rodzinne, wesela znajomych.  Mimo odległości, otrzymują jednak ogromne wsparcie od swoich rodzin.

Para nieraz przekonała się, że podróże  uczą samodyscypliny, otwartości i podziwu. A zachwycać się można pięknem natury, kawą o poranku w nowym miejscu, czy adaptacją człowieka do różnych warunków.

- Będąc w Tajlandii, chcieliśmy zobaczyć tygrysy i słonie. Po przeczytaniu dziesiątek artykułów, zrozumieliśmy, że zwierzęta trzymane są w niewoli i zmuszane do pracy. Zamiast tego szukamy miejsc, gdzie nie zarabia się na krzywdzie zwierząt. Staramy się być świadomymi podróżnikami, a nie tylko odhaczać na liście kolejne miejsca.

Wielu znajomych zazdrości im odwagi i determinacji. Mówią, że sami chcieliby coś takiego zrobić, ale zazwyczaj kończy się na deklaracjach.

-  My uważamy, że należy korzystać z życia, brać jak najwięcej i cieszyć się tym, co mamy. Bo kiedy, jak nie teraz? Chcemy pokazać, że jeśli czegoś chce się bardzo mocno to należy do tego dążyć, a nie szukać wymówek.

 

Związek małżeński, związek podróżny

- Śmiejemy się, że teraz, kiedy nasi znajomi wchodzą w związki małżeńskie - my weszliśmy w związki z naszymi walizkami i lotniskami. Kiedy im rodzą się dzieci to nam rodzą się kolejne pomysły na podróże. Nie wiemy, kiedy i nas dopadnie taka stabilizacja, ale jedno jest pewne: kochamy podróże i na pewno z nich nie zrezygnujemy!

Karolina i Robert, acoupleaway.wordpress.com