Na bezchmurnym, czarnym niebie, jak na hollywoodzkim dywanie, błyszczy już w towarzystwie kilkunastu gwiazd bohater dzisiejszego wieczoru - biały krążek Księżyc.

W powietrzu czuć ekscytację turystów, pomieszaną z radością mieszkańców. Trudno sobie wyobrazić życie bez światła, podobnie jak trudno sobie wyobrazić Chiang Mai bez Loy Krathong - święta obchodzonego podczas pełni księżyca w dwunastym miesiącu lunarnego kalendarza tajskiego ( 2.11-4.11 w 2017 r.). Dla Tajów to szczególny czas modlitwy, nadziei i radości, a dla przyjezdnych niepowtarzalne widowisko.

 

Odlatujące nieszczęście

Chiang Mai, piątek, 3 listopada 2017 r., kilkanaście minut po zachodzie słońca. Miasto, oświetlone wzdłuż i wszerz kolorowymi sznurami lampionów, przypomina bożonarodzeniową choinkę. Jestem w centrum wydarzeń, wśród tłumu ludzi na Żelaznym Moście (Sapaan Lek) z głową skierowaną ku górze i czekam aż pierwsze Khom Loi rozpoczną swą podróż w nieznane.

Khom Loi (inna nazwa Khom Fai) to metrowe, cylindryczne balony z papieru, z małą tacką bawełny nasączonej naftą, przymocowaną do spodu drucianej konstrukcji - po jej podpaleniu powietrze w balonie nagrzewa się, unosząc całość do góry. Wierzy się, że odlatujący Khom Fai zabiera ze sobą nieszczęście i pecha. Niektóre Khom Loi, zamiast wznieść się w przestworza, lądują w brunatnej rzece Ping. Czy to źle wróży na przyszłość?

 

Światło w ofierze bogom

Loy Krathong celebrowany jest w całej Tajlandii (Bangkok, Phuket, Pattaya), a także w niektórych częściach Birmy (pod nazwą Tazaungdaing Festival), w Kambodży (Bo n Om Touk), w Laosie i na Sri Lance (Il Full Moon Poya), ale to uroczystości w Chiang Mai, Ayutthaya i Sukhothai uchodzą za najpiękniejsze.

Początki festiwalu sięgają starożytnych Indii. Pierwotnie była to ceremonia, podczas której ludzie oddawali cześć trzem różnym bogom: Phra I-Suan (Shiva), Phra Narai (Visnu) i Phra Phrom (Brahma), składając w ofierze latarnie wykonane z papieru i świec. Te następnie były umieszczane w domach członków rodziny królewskiej, ludzi majętnych i wysokiej rangi urzędników.

Około sto pięćdziesiąt lat temu, pod wpływem Króla Mongkuta (Rama IV), Loy Krathong zostało przyjęte przez buddystów jako obchody uhonorowania Buddy. W tej nowszej wersji, wierni przekazywali zrobione przez siebie lampiony do świątyń, w których prosili boga o spełnienie ich życzeń.

 

Loy Krathong to dosłownie “spławianie tratewek”

Podczas gdy po niebie dryfują Khom Loi, po rzece spływają krathongi - małe tratwy o średnicy 20 centymetrów, tradycyjnie zrobione z liści i drzewa bananowca, ozdobione kwiatami, kadzidełkami i świeczkami. Niektórzy wkładają do nich monety, kosmyki włosów, a czasem nawet paznokcie. Podobnie jak Khom Loi, odpływające krathongi zabierają ze sobą nieszczęścia i problemy. Dla wielu Tajów jest to również okazja do uczczenia bogini wody, Phra Mae Kong Ka. Kong Ka to tajski odpowiednik Gangi, hinduskiej bogini świętej rzeki Ganges w Indiach.

Loy Krathong to nie tylko lampiony na niebie i rzece. Podczas festiwalu organizowany jest również konkurs piękności (Miss and Mr. Yee Peng Contest), ulicami przechodzą procesje i parady, a w wybranych świątyniach odbywają się specjalne uroczystości. Nie brakuje również fajerwerków, które od czasu do czasu, całkiem niespodziewanie rozbłyskują na ciemnym niebie. Idealnym dopełnieniem tego wspaniałego obrazka są mali chłopcy nurkujący w brudnej rzece w poszukiwaniu monet w krathongach.

 

Z Tajlandii Edyta Gonet
www.thelocalsdo.com/pl