Właśnie ruszają rozmowy o tym jak ludzkość może uratować planetę przed... samą sobą. Szczyt COP24 w Katowicach to spotkanie państw ONZ poświęcone temu jak wprowadzić w życie Porozumienia Paryskiego. W skrócie chodzi o to by 195 krajów wzięło się wreszcie do roboty i ograniczyło trwający proces globalnego ocieplenia. Zatrzymać się go raczej nie uda, ale można wyhamować do poziomu poniżej 2°C do 2100. 

To bardzo trudne, bo przy zachowaniu gospodarki trzeba wyhamować szkodliwe dla środowiska procesy tak by nie przebijały tych sprzed rozpoczęcia się epoki przemysłowej. Czy to w ogóle możliwe w XXI wieku, skoro jeździmy samochodami, wszyscy zużywamy kosmiczne wręcz ilości wody, energii elektrycznej i innych zasobów? Sprawa jest tym ciekawsza, bo szczyt odbywa się w Polsce, której rząd broni zaciekle gospodarki opartej na paliwach kopalnych, energię z odnawialnych źródeł traktuje jako kosztowną fanaberię, oraz jeszcze niedawno prowadził z uporem wycinkę w Puszczy Białowieskiej. Dodajmy jeszcze do tego cytat z polskiego ministra środowiska po zakończeniu szczytu klimatycznego w Paryżu, nad którego ustaleniami mają teraz pracować delegaci w Katowicach. 

"Będziemy się starali łagodzić jego negatywne skutki dla polskiej gospodarki, w tym węgla, m.in. pokazując, że dwutlenek węgla emitowany w Polsce jest gazem życia dla żywych zespołów przyrodniczych, by stawały się coraz lepsze" – to słowa ministra Jana Szyszko z 2017 roku. 

Polski prezydent podczas COP24 zaprezentował projekt „Sprawiedliwa Transformacja” broniący energetyki węglowej. Jego wystąpienie spotkało się natychmiast z silną krytyką ze strony organizacji ekologicznych.

 

Niestety, oddala się perspektywa zrealizowania przez Polskę celów klimatycznych do 2020 roku. Rozwój energetyki odnawialnej nie tylko się zatrzymał, wręcz się cofa. Najwyższa Izba Kontroli oraz Urząd Regulacji Energetyki zwracają uwagę na fakt, że udział odnawialnych źródeł energii spadł z 13,4 do 13,1%. Nawet jeśli nie jest to wielka zmiana, to z punktu widzenia gospodarki bardzo znacząca. Problemem była niejasna sytuacja prawna i dyskusja wokół nowelizacji ustawy o OZE. Po przyjęciu nowych przepisów w czerwcu tego roku sytuacja ma się poprawić, jednak nowy plan energetyki dla Polski zatwierdzony przez ministra Krzysztofa Tchórzewskiego zakłada, że w 2030 wciąż 60% energii będzie pochodzić ze spalania węgla. Zapowiedziano także rezygnację z budowy wiatraków na lądzie. Niespełnienie wymagań przyjętych przez UE może prowadzić do dotkliwych kar finansowych dla Polski, oraz konieczności sprowadzania energii ze źródeł odnawialnych z nadwyżek naszych sąsiadów - co może kosztować nawet 8 miliardów złotych. 

Delegaci zasiądą do rozmów w stolicy polskiego węgla, a część z nich zakwaterowana jest w Krakowie. Miasto oprócz wspaniałego klimatu i turystycznych atrakcji ma też gigantyczny problem ze smogiem i od lat wysoko plasuje się na polskich i europejskich listach zanieczyszczonego powietrza. Dla zagranicznych delegatów z pewnością może być to ciekawe studium przypadku, o ile zdecydują się wyjść z klimatyzowanych sal.  

Tymczasem po drugiej stronie kuli ziemskiej mamy dość zaskakujący przykład tego jak można bardzo szybko wprowadzić zmiany na lepsze. Australia obniżyła wykorzystanie plastikowych toreb jednorazowych o 80% zaledwie w 3 miesiące. Jak to zrobili? 

The Guardian donosi, że kluczowe było wprowadzenie przez dwie największe sieci supermarketów zakazu takich toreb. Po prostu, stop i koniec. 

Na początku Woolworth's oraz Coles zanotowali spadki sprzedaży, a ten drugi na chwilę ugiął się i wprowadził je z powrotem za opłatą. Jednak kilka miesięcy później, jak donosi monitorująca sklepy Australia's National Retail Association, udało się dzięki zakazowi zapobiec dostaniu się do środowiska aż 1,5 miliarda toreb. 

W październiku Unia Europejska przyjęła w głosowaniu projekt, który zupełnie zakaże jednorazowych plastikowych toreb już w 2021 roku. Państwa członkowskie będą musiały wcześniej przystosować swoje prawo do takich wytycznych. 
 

Źródło: Science Alert