Mówi o sobie: „Nie mam wojskowych, sportowych czy harcerskich doświadczeń, ani wykształcenia uniwersyteckiego, a moje życie było całkiem typowe dla budowlańca z Sussex”. Dwa lata temu postawił wszystko na jedną kartę - sprzedał dom, kielnię zamienił na maczetę, buty murarza na wygodne buty do chodzenia, bagażówkę na plecak i opuścił betonową dżunglę, by wkroczyć do tej naturalnej. Wkroczyć w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pete Casey z Wielkiej Brytanii postawił sobie bowiem za cel przejść niebagatelną trasę – wędrując od ujścia do źródła Amazonki planuje dokonać trawersu Ameryki Południowej od wybrzeża Oceanu Atlantyckiego do wybrzeża Pacyfiku. W sumie około 8000 km. Już sam kierunek poruszania się – ze wschodu na zachód, nie z nurtem Amazonki, ale pod prąd, czyni tę wyprawę nietypową.  A o jej wyjątkowości decyduje ponadto sposób realizacji ekspedycji. Pete nie korzysta z żadnych środków transportowych, poza własnymi nogami. Gdy trzeba przepłynąć jeden z licznych dopływów największej rzeki świata, przepływa go wpław. Gdy trzeba przepłynąć samą Amazonkę, też ją przepływa wpław. W podróży towarzyszą mu przewodnicy, mający stanowić swoisty gwarant bezpieczeństwa, szczególnie na terenach opanowanych przez bandyckie grupy parające się przemytem, handlem narkotykami, a nade wszystko rozbojami.

Pete jest w podróży już od dwóch lat. W tym czasie pokonał dopiero dystans około 2900 km. Niedawno opuścił miasto Tefe w Brazylii. Przed nim jeszcze daleka droga. „Myślę o dalszej wędrówce w kategoriach krótkich celów: kolejna większa miejscowość, przekroczenie jakiegoś ważnego akwenu – mówi Pete. – Nie zastanawiam się i nie planuję, kiedy dotrę do źródła Amazonki, bo ten cel jest jeszcze bardzo odległy w czasie i przestrzeni.”   

Co go skłoniło do podjęcia wyprawy i poświęcenia swego dotychczasowego życia dla kilku lat wędrówki przez Amazonię? „Zawsze byłem zafascynowany tym niezwykłym kawałkiem naszej planety. Miałem już wcześnie doświadczenie z Amazonką i od tego pierwszego pobytu, myślałem o powrocie w ten rejon świata, by odbyć podróż swego życia.”

Wędrując pilnie obserwuje otoczenie, zafascynowany amazońską florą i fauną, wspaniałymi krajobrazami, głosami dżungli, kolorami i oczywiście poznaje mnóstwo ludzi – tych przyjaznych i serdecznych, ale i nie tylko tych. O swoich dotychczasowych doświadczeniach opowiada w rozmowie z Piotrem Chmielińskim.   

Piotr Chmieliński: Pete, Twoja podróż po i wzdłuż Amazonki trwa już ponad dwa lata. Jakie najważniejsze lekcje i doświadczenia zdobyłeś w tym czasie?

Cierpliwość
Jeśli odejmiesz 7 miesięcy, które musiałem spędzić w Manaus, to moja podróż faktycznie trwa niecałe półtora roku. Sądzę, że nauka bycia cierpliwym jest lekcją numer jeden. Kiedy zaczynałem wyprawę łatwo wpadałem we frustrację, gdy sprawy nie układały się według planu i trwały dłużej niż się spodziewałem. Teraz idę z prądem (chociaż w rzeczywistości poruszam się dosłownie pod prąd). Zdałem sobie sprawę, że moja podróż dzięki temu stała się bardziej wciągająca i interesująca, a ja wciąż sobie przypominam, że nie uczestniczę w wyścigu. Po co pędzić tak szybko jak się da, z klapkami na oczach, nie chłonąc tego wszystkie, co mnie otacza?

Rada
Nauczyłem się uważnie słuchać rad tubylców i traktować je poważnie, ale przy tym używać własnej intuicji i czytać między wierszami. Zagrożenia oczywiście istnieją, ale te, o których ludzie mówią najwięcej, często są przesadzone i nieproporcjonalne w stosunku do rzeczywistości. Nieuzasadnione obawy mogą niepotrzebnie zrujnować podróż.

Szczęście
Nie jestem antropologiem, ale wydaje mi się, że miarą szczęścia ludzkiego jest coś więcej niż tylko pieniądze czy dobra materialne. Widziałem ludzi prowadzących proste życie - w bardzo dosłownym sensie z dnia na dzień  - w społecznościach oddalonych od świata - i pomimo braku pieniędzy i pewnych możliwości, sprawiają wrażenie zadowolonych. W tych społecznościach, gdzie wszyscy znają wszystkich, ludzie wydają się bardziej ufni i godni zaufania, bardziej wspierający się nawzajem, bardziej optymistyczni i szczęśliwi. Istnieje prawdziwe poczucie przynależności i tożsamości, co – myślę - w miastach zostało utracone. Nasze poczucie jedności, własnej wartości i szacunku oraz przynależności, tracimy kiedy przenosimy się z małych społeczności do miasta, gdzie istnieje niebezpieczeństwo stania się tylko pionkiem, a nie cenionym, wyjątkowym i równym członkiem społeczności.

Strażnicy
Uświadomiłem sobie także, po przejściu przez dżunglę i zobaczeniu tego osobiście, że przed wynalezieniem zmotoryzowanych narzędzi ścinających i pojazdów mechanicznych, las chronił się korzystając z naturalnych mechanizmów obronnych takich jak jaguar, węgorz elektryczny, komary, kajmany, piranie i mnóstwo innych zwierząt i owadów - naturalnych strażników lasu deszczowego. Do tego możemy dodać szeroką gamę drzew i roślin z ostrymi, jak brzytwa cierniami, liśćmi lub korą, które mogą kaleczyć skórę, lub z kolcami wielkości igieł. I oczywiście groźne i ciemne, jak z koszmarnych snów bagna.

Stopy
Nauczyłem się dbać o moje stopy. Nocą trzymam się ścisłej rutyny po rozbiciu obozu w lesie. Problemy mogą się szybko rozwijać, jeśli nie masz odpowiedniego obuwia i nie traktujesz poważnie swojej pielęgnacji stóp.

Plan
I wreszcie uwaga o planowaniu. Nauczyłem się wszystko dobrze planować i przygotowywać, unikając pokusy posuwania się naprzód w pośpiechu. Gdy jesteś w odległej dżungli, każdy krok jest potencjalnie niebezpieczny, a na ratunek nie można praktycznie liczyć.
Myślę, że ten cytat podsumowuje to najlepiej: "Wspinaj się, jeśli chcesz, ale pamiętaj, że odwaga i siła są niczym bez roztropności, a chwilowe zaniedbanie może zniszczyć szczęście życia. Nie rób niczego w pośpiechu; zważaj na każdym kroku; i od początku myśl, jaki może być koniec."[Edward Whymper, Scrambles Among the Alps]

2. Czy czasami czujesz się zmęczony podróżą, marzysz o powrocie do normalnego życia, miasta, rodziny, przyjaciół? Za czym najbardziej tęsknisz?

Nie czuję się zmęczony psychicznie czy znudzony, chociaż czasami jestem zmęczony fizycznie. Ciągły przepływ nowych ludzi, zmiany miejsc, pór roku i stałe uczenie się nowych rzeczy nie pozwalają mi na znużenie się podróżą.

Tylko raz przyszła mi do głowy myśl o powrocie do domu. To było wtedy, gdy dotarłem do Oriximiná w stanie Para. Mój ówczesny przewodnik (prawdopodobnie najlepszy, jakiego do tej pory miałem) musiał wrócić do domu. Cierpiałem na niedożywienie i czułem się niesamowicie słaby, z chroniczną infekcją oddechową. Sadziłem, że nowy przewodnik planuje mnie zamordować i obrabować, sugerując się ostrzeżeniami członków lokalnej społeczności. Trasa na kolejnych kilka miesięcy nie wyglądała zachęcająco. A do tego otrzymałem z Wielkiej Brytanii bardzo smutne wieści o śmierci mojej matki. Czułem się bezsilny i przytłoczony. Musiałem się jednak trzymać myśli, że moja mama nie chciałaby, żebym się zatrzymał, póki nie osiągnę celu. To było mroczne miejsce, przez które musiałem przebrnąć, ale w końcu się z niego wydostałem, a i przewodnik okazał się być w porządku.

Oczywiście tęsknię za rodziną i przyjaciółmi, ale z pomocą tych wspaniałych orbitujących satelitów łączących najodleglejsze części planety, połączenie z nimi jest (względnie) praktycznym rozwiązaniem i stanowi ułamek kosztów sprzed 20 lat. Myślę, że bez technologii komunikacyjnej bardziej bym tęsknił za domem.

Tak naprawdę nie tęsknię za pracą na własny rachunek, walką o spłatę kredytu hipotecznego i utrzymywanie głowy nad powierzchnią wody, ani za pracą zimą na zewnątrz przez 6 lub 7 dni w tygodniu! A poważnie, mam miłe wspomnienia z przytulnego mieszkania, które sprzedałem, aby zebrać fundusze na wyprawę - i brakuje mi psychicznego poczucia bezpieczeństwa związanego z posiadaniem domu, do którego mógłby powrócić, gdy coś poszło nie tak, albo gdy braknie mi pieniędzy (obecnie bardzo realna perspektywa).

3. Sporo już dowiedziałeś się o Amazonce - czy możesz krótko opisać rzekę: jak Ty postrzegasz Amazonkę, czym Cię zaskoczyła, czym zachwyciła, a czym (jeśli tak było) rozczarowała?

Zaskoczenie
Jedną z zaskoczeń było oglądanie na własne oczy Amazonki, gdy osiągała najwyższy poziom, a potem najniższy. Sama skala i siła masy wody płynącej przez cały rok jest fenomenalna. Nigdy nie powinniśmy brać tej wody za coś pewnego. Jest to niezbędne dla całego życia na tej planecie, bez względy na rasę, gatunek, wyznanie i kulturę. Byłem również zaskoczony niesamowitą hojnością ludzi rzeki, szczególnie w biedniejszych społecznościach, które spotykałem.


Zachwyt
Miejsce, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem, dopóki nie zacząłem planować wyprawy -  wyspa Marajó, największa na świecie wyspa położona przy ujściu Amazonki, ze wspaniałymi, piaszczystymi plażami pływowymi nad brzegami Amazonki i Atlantyku. W szczególności społeczność rybacka w Pesquero okazała się całkiem odmienna niż się spodziewałem. Przyjechałem tam sam i czułem się bardzo nieswojo, ale ludzie - jedni z najbiedniejszych w Brazylii - byli niezwykle chętni, by mi pomóc. Zdałem sobie sprawę, że w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii, gdzie jesteśmy teraz tak zależni od pieniędzy i importowanej żywności, na Marajó prawdopodobnie mógłbym żyć i przetrwać nie mając nic - tak jak rdzenni mieszkańcy wyspy żyją od tysięcy lat. Las i rzeka zawsze dostarczają ogromne ilości owoców i warzyw - jeśli wiesz, jak je uprawiać i zbierać - oraz wiele gatunków ryb słodkowodnych i morskich, krabów i krewetek – jeśli wiesz, jak je łapać.

Rozczarowanie
Jedyne, co przychodzi mi na myśl, bez wchodzenia w obecną sytuację polityczną, to fakt, że ludzie nadal zabijają zwierzęta, które są zagrożone wyginięciem, mimo że są świadomi tego problemu. I oczywiście trwające wycinki lasów. Niesamowicie rozczarowujący jest widok ogromnych ilości śmieci, które unoszą się na wodach rzek, zwłaszcza wokół Manaus. Chciałbym przemówić i przypomnieć ludziom, że bez lasów nie będzie deszczu, bez deszczu nie będzie rzek, bez rzek zabraknie wody i jedzenia. Bez wody ziemia stanie się pustynią. "Woda jest siłą napędową całej natury".

4. Jakie największe dla siebie zagrożenia dostrzegasz w podróży przez Amazonkę? Jakie były Twoje najbardziej niebezpieczne przeżycia na Amazonce?

Zagrożenia
Powiedziałbym, że do tej pory największe zagrożenia stanowiły głównie problemy zdrowotne. Odwodnienie, poważne zaburzenia żołądkowe w 5 przypadkach - prawdopodobnie po kąpieli w zanieczyszczonych rzekach w pobliżu miast lub po spożyciu nieczystej wody. Wtedy oczywiste jest ryzyko zarażenia się malarią i konieczność stosowania profilaktycznie doksycykliny.

Są też, oczywiście, dzikie zwierzęta. Kiedyś przepływałem przez trzykilometrowe jezioro - a gdy płynąłem, kilka kajmanów właśnie wyszło z jeziorka po drugiej stronie brzegu. Nie zawsze wiem, co się czai na dnie! Miałem dużo szczęścia, że w kilku przypadkach nie  pogryzły mnie jadowite skorpiony i węże.

Problem może stanowić również kontakt z ludźmi. Samotne wędrowanie po BR319 (nr drogi) przez 5 dni napawało niepokojem, po tym, gdy nasłuchałem się od miejscowych, że prawdopodobnie zostanę okradziony, zastrzelony albo zjedzony przez jaguary. Pewnego razu napotkałem grupę około 10 młodych mężczyzn, siedzących przy pokrytej czerwonym pyłem, opustoszałej drodze. Sądziłem, że są uzbrojeni. Kiedy ich minąłem, wstali i zaczęli iść za mną w odległości około 25 metrów. Myślałem, że mój czas się skończył. Półtorej godziny później, kiedy wchodziłem do wioski, nadal podążali moim śladem. Okazało się, że ci chłopcy należeli do wspólnoty ewangelickiej tej właśnie osady i wracali do domu po polowaniu.

Ale bywają i realne zagrożenia. W Manaus miałem szczęście w starciu z czterema młodymi chłopakami, którzy w pobliżu portu próbowali ukraść mi plecak. Udało mi się ich odepchnąć, a potem biegłem najszybciej, jak umiałem. Na szczęście kilku pracowników znajdującego się nieopodal targu zagrodziło opryszkom drogę, więc im uciekłem. Pomimo tego, muszę przyznać, że miasto jest prawdopodobnie tak samo bezpieczne jak centralny Londyn – musisz po prostu uważać (filmowałem wtedy samotnie targ rybny).

Co jest najbardziej niebezpieczne?  Myślę, że przemierzanie przez dżunglę i rzeki w czasie sezonu powodziowego może być niezwykle niebezpieczne.

5. Jak tubylcy reagują na wieść o celu Twojej podróży i sposobie jej realizacji?

W większości przypadków są bardzo zaskoczeni, zwłaszcza gdy wychodzimy (z przewodnikiem) z lasu na tyłach domostw, zwykle na brzegu rzeki. Każdy tutaj podróżuje łodzią, więc musimy wyjaśniać kilka razy, zanim zrozumieją, dlaczego my idziemy. Wtedy nadal jednak namawiają nas, żebyśmy płynęli łodzią, "bo wędrować się nie da"! Wielu ludzi wręcz boi się wejść głębiej w dżunglę i to dlatego trudno mi znaleźć kogoś chętnego do chodzenia ze mną. Obecnie wiele społeczności nawet w najbardziej oddalonych zakątkach posiada dostęp do telewizora i anteny satelitarnej, oglądają filmy przygodowe, więc rozumieją, że ludzie mają przygody. Choć to ubogie społeczności, najczęściej  traktują nas, jak gości specjalnych. Prawie zawsze jesteśmy zapraszani do pierwszego napotkanego domu, gdzie oferuje nam się mycie, jedzenie i spanie. Gościnność jest zniewalająca. Nie jestem pewien, czy po wejściu do Peru będzie podobnie, ale mam nadzieję, że tak.

6. Czy są jakieś miejsce, wydarzenie i przeżycie, które szczególnie zapadły Ci w pamięć?

Tak - prawie za dużo, by je wymienić, ale jest kilka, które się wyróżniają.

Kiedy doszedłem do punktu początkowego mojej podróży, o zmierzchu, po rozbiciu obozu na najbardziej wysuniętym na wschód końcu wyspy Marajó, to było oszałamiające. Widok ujścia potężnej Amazonki, spotykającej rozległy Ocean Atlantycki, z zachodzącym słońcem i opuszczonym, złocistym wybrzeżem usianym wyblakłymi pniami drzew ... Wreszcie dotarłem do miejsca, które oglądałem na Google Earth i o którym marzyłem, latami planując tę wyprawę. Zamyśliłem się nad bezkresem podróży, która była właśnie przede mną. A potem pomyślałem o tych wszystkich statkach i ludziach, którzy przyjeżdżali tu przez ostatnie 500 lat - od pierwszych drewnianych statków Yáñeza Pinzóna (http://biography.yourdictionary.com/vicente-yanez-pinzon) po dzisiejsze tankowce z gigantycznymi ładunkami, ropą  i kopalinami, zmieniające na zawsze oblicze amazońskich lasów deszczowych  i całej Ameryki Południowej.

Któregoś dnia na odcinku od Coari do Tefe musieliśmy bardzo wcześnie porzucić komfort naszych hamaków, aby przejść przez ostatnią rzekę/jezioro Caiambe. Byliśmy w maleńkiej wiosce, w której spędziliśmy noc. Kolorowe drewniane domy stały wysoko nad rzeką, w powietrzu unosił się lekki chłód, a niebo było ciemne i ponure po ulewie z poprzedniego wieczoru. Niżej - las deszczowy, który mieliśmy przejść po drugiej stronie rzeki albo rzeka skąpana w oparach mgły spowijającej wszystko poza koroną drzew. Byliśmy w świetnych nastrojach, ponieważ wiedzieliśmy, że do świąt Bożego Narodzenia bezpiecznie zrealizujemy nasz cel. Świt wybuchł głosem chóru ptaków i owadów, a jedna z miejscowych kobiet zaczęła śpiewać piękną tradycyjną pieśń w swoim domu nad rzeką. Na jego werandzie tego domu stała samotna sztuczna choinka. Tuż przed wyjściem z wioski miejscowy nauczyciel przyniósł nam świeżo upieczony i jeszcze ciepły chleb oraz kawę. Pożegnaliśmy się. To była jedna z wielu niezapomnianych chwil.

7. Jakie są Twoje plany na najbliższe miesiące?

Zaczęły się sezonowe częste ulewne deszcze, a poziom rzek już rośnie w zastraszającym tempie. Muszę przedostać się przez Rio Juruá, zanim coroczne powodzie osiągną pełną wysokość. Jest to jeden z ostatnich wielkich dopływów Amazonki przed przekroczeniem granicy z Peru. Jest to ta część ekspedycji, która budzi moje największe obawy, szczególnie że straciłem kilka tygodni niskiego stanu wody, czekając na przewodnika. Rzeka Juruá zalewa długą drogę do dżungli po obu stronach, do głębokości 10 metrów lub wyżej. Mam nadzieję, że uda mi się dotrzeć do Amaturá i wyższego terenu przed kwietniem, ale to wszystko zależy od przewodników i innych aspektów mojego planu.

Dodatkowe informacje można uzyskać na stronie wyprawy

Rozmawiał Piotr Chmieliński