Niedawno na swoje konto dodała pierwsze samodzielne kobiece przejście w ciągu jednego dnia całej Metalliki – jednej z najpiękniejszych klasycznych dróg na Mnichu w Tatrach. I na tym nie koniec.

Najciekawsze jest to, że Ola jest znana ze swoich przejść sportowych (czyli po już ubezpieczonych drogach) w skałach, a nie z dróg wielowyciągowych jaką jest Metallica. Na przykład w 2012 r. przeszła Cosi fan tutte o trudności 8c+ w Rodellar w Hiszpanii. Było to najtrudniejsze polskie kobiece przejście, które przesunęło Olę do czołówki światowej.

Do czego można porównać trudność poruszania się po takiej drodze? – To tak, jakby się szło, trzymając się tylko jednym palcem, po podwieszonej pod sufitem drabinie, w której brakuje większości szczebli – tłumaczyła Ola podczas rozmowy z Travelerem po swoim osiągnięciu w Hiszpanii.

Teraz, ku zaskoczeniu wielu osób, zwróciła się w stronę Tatr i dróg wielowyciągowych oraz na tzw. własnej asekuracji. Realizuje projekt "3 Skały", który zakłada przejście, oprócz połączenia dwóch dróg: Metalliki i Misterium w Tatrach [kilka pierwszych wyciągów jest dla nich ta sama], także drogi Era Vella w Hiszpanii (9a) i Hotel Supramonte na Sardynii (8b). Ale na tym nie zamierza poprzestać. Już myśli o wspinaniu się za oceanem – w Yosemite, słynnym rejonie wspinaczkowym w Stanach Zjednoczonych.

Barbara Żukowska: Do tej pory dużo czasu spędzałaś na wspinaniu w skałach w Hiszpanii. Co cię sprowadziło w Tatry?

Ola Taistra: W zeszłym roku spontanicznie pojechałam na Sardynię, żeby zmierzyć się z drogą Hotel Supramonte. To droga sportowa [z istniejącymi punktami do asekuracji] długości 400 m. Jest uważana za jedną z najpiękniejszych na świecie dróg wielowyciągowych.

Moim partnerem wspinaczkowym był Szwajcar Roger Schaeli. Nie udało nam się jej zrobić, ale po tym doświadczeniu przekonałam się, że sportowe wspinanie plus wielka ściana to jest to, co mnie kręci. Zdaniem Rogera mam predyspozycje do wielkich ścian.

Na świecie jest wiele świetnych miejsc do wspinaczki wielkościanowej, ale najbliżej jest w Tatry. Z ekonomicznego punktu widzenia to był najlepszy wybór. Po powrocie do Polski od razu tam pojechałam.

I od razu rzuciłaś się na najtrudniejszą drogę?

Zakochałam się we wspinaniu wielowyciągowym. Po Sardynii wiedziałam, że jestem w stanie pokonać sama wiele wyciągów jednego dnia. Znajomi Słowacy podpowiedzieli mi sportowe drogi w Tatrach, m.in. Metallikę na Mnichu.

Nie znałam tych gór, wcześniej tylko raz byłam w Zakopanem na wycieczce szkolnej z podstawówki. Na początku nie wiedziałam nawet, którędy się tam podchodzi ze schroniska w Morskim Oku.

Już na Mnichu pogubiłam drogi, pomyliłam wyciągi, przeszłam jeden z nich uważany za najtrudniejszy, nie wiedząc o tym. Ale całej Metalliki nie przeszłam od razu, załamała się pogoda i musieliśmy z moim partnerem wspinaczkowym wycofywać się do schroniska. Uzmysłowiłam sobie wtedy, że w Tatrach może być niebezpiecznie, że przy fatalnej pogodzie z Mnicha można się nie wydostać.

Wcześniej nie miałam takich sytuacji. Kiedy w skałach, np. w Hiszpanii, nadciągała burza, w każdej chwili można było zjechać do podstawy ściany. Na drogach wielowyciągowych tak szybko ewakuować się nie da. Nie tylko warunki pogodowe były inne od tych, do jakich jesteś przyzwyczajona, ale też skały.

Po raz pierwszy wspinałaś się w granicie. Jak wrażenia?

Nie spodziewałam się, że niższym osobom jest tam dużo trudniej się wspinać. Wysoka osoba bez problemu sięgnie do kolejnych chwytów, ale niska już nie i na dodatek nie znajdzie pomiędzy nimi nic, czego mogłaby się złapać. Taka jest specyfika granitowej skały. I to jest problem.

Kiedy wybierałam się w Tatry, wszyscy pukali się w głowę i pytali, czy wiem, na co się porywam. Sama później przyznałam, że z moim wzrostem drogi są dużo trudniejsze niż wskazuje ich wycena. Do niektórych chwytów musiałam skakać.

Dlatego zrealizowałam w Tatrach jedynie część planu, jaki zakładał projekt „3 skały”. Nie udało mi się zrobić wyciągów z drogi Misterium, a jedynie samą Metallikę. Oprócz Metalliki przeszłaś też w Tatrach kilka łatwych dróg, na których jednak musiałaś sama zakładać punkty asekuracyjne.

To dla ciebie także nowość. Jak sobie z tym radziłaś?

Dla wspinaczy sportowych zakładanie własnej asekuracji jest wielkim stresem, choć do samej wspinaczki są świetnie przygotowani. Nie ufałam sobie i na łatwych drogach czułam się jakbym się wspinała free solo [bez żadnej asekuracji]. Powtarzałam sobie w myślach, że ja w takich łatwych miejscach nie odpadam. Raz nawet się popłakałam ze strachu.