W historii chleba przypadek odgrywa niemałą rolę. Archeolodzy uważają, że pierwsze chlebopodobne wyroby pieczono już 12 tys. lat temu. Nasi przodkowie znali dzikie trawy i zboża – rozgniecione ziarna mieszali z wodą i jedli jako zimną (i raczej niezbyt smaczną) owsiankę. Ktoś kiedyś położył owsiankę za blisko ognia. I wreszcie nabrała smaku. Nauczono się mielić (a właściwie rozłupywać kamieniami) ziarna – mieszać z wodą i piec na rozgrzanym kamieniu albo w popiele.

Z czasem zaczęto konstruować gliniane piece. Twarde placki rwano na kawałki i żuto. I znowu przypadek sprawił, że odkryto zakwas, który nadaje chlebowi puszystość. Różne legendy opowiadają o roztargnionej niewolnicy albo roztrzepanym piekarzu – jedno wiadomo na pewno: zakwas po raz pierwszy pojawił się w Egipcie ponad 4 tys. lat temu. Chleb stał się codziennością. W Grecji wypiekano ponad 70 gatunków chleba, budowniczym piramid w Egipcie część wypłaty dawano w chlebie, a w samym mieście Rzymie było ponad 300 piekarni. O chleb modlono się w różnych językach, a czasem nawet zapisywano jako prawo przysługujące obywatelom. Francuski rząd po rewolucji stwierdził, że nie będzie już podziału na chleb dla bogatych (biały) i chleb dla biednych (ziarnisty i czarny). Chleb równości miał być taki sam dla wszystkich.

Dziś chleba jemy coraz mniej. W 1981 r. przeciętny Polak zjadał 100 kg pieczywa. W 2015 r. – 45,3 kg. Mam nadzieję, że ilość zamieniamy na jakość.