0001 km, Kraków

Do prowadzenia kampowozu upoważnia prawo jazdy kat. B. To dobra wiadomość, bo większość kierowców może kamperem jechać. Tyle że pierwsze wrażenie jest takie, jakby się przesiadło do ciężarówki. Nasz czteroosobowy hymer na podwoziu forda transita ma ok. 7 m długości i 2,25 m szerokości. Pierwszy test sprawności kierowca w osobie Grzesia zalicza w wąskiej bramie wyjazdowej sprzed siedziby ? rmy, z której wypożyczamy kampera. Najwyraźniej kto w niej nie zarysuje karoserii, ten spokojnie poradzi sobie w dalszej drodze.

Nasza trasa prowadzi nad Balaton i dalej na południe, pod chorwacką granicę, gdzie nie brakuje źródeł termalnych. Kiedyś na Węgrzech prowadzono odwierty w celu znalezienia złóż ropy, ale zamiast czarnego złota popłynęła gorąca woda mineralna. Węgrzy mają dziś grubo ponad setkę kąpielisk leczniczych. Coś sobie z pewnością z tej oferty wybierzemy.

0351 km, Słowacja

Stanęliśmy niemal w polu – bo kto ma kampowóz, ten nie musi szukać hotelu ani miejsca na namiot. Pierwsza noc w kamperze przypomina nocleg w obcym domu: nowe zapachy, nieznane dźwięki. Trzeba się nauczyć rozkładać łóżko, znaleźć włącznik światła w łazience i przyzwyczaić się do kołysania do snu – gdy tylko ktoś z nas przewraca się na łóżku, hymer zaczyna się kolebać na boki (powinniśmy byli podeprzeć go specjalnymi podporami, ale o tym dowiemy się dopiero po powrocie). Przed zaśnięciem włączamy jeszcze ogrzewanie gazowe. Kampery to wozy całoroczne, o czym mało kto wie, niektórzy jeżdżą nimi nawet na narty i nocują przy stoku.

0610 km, Veszprém

Egzamin z parkowania na ciasnym miejskim parkingu również został zdany. Przebiegamy uliczkami pięknej veszpremskiej starówki, podziwiamy sędziwe kamienice, kościoły, posągi króla Stefana I Świętego i królowej Gizeli oraz wspaniale połyskujący bruk. Niestety bruk połyskuje dlatego, że pada deszcz. Zaszywamy się w jednej z étterem, czyli restauracji. Danie wybrane na chybił tra? ł „Sobri Jóska favorite” okazuje się słusznych rozmiarów plastrami golonki z ziemniakami. Sam Jóska Savanyú jest węgierskim odpowiednikiem Robin Hooda, a z lasem Sherwood porównuje się pobliski Las Bakoński. Przejeżdżamy przezeń jeszcze tego samego popołudnia. Te niskie wapienne wzgórza porośnięte lasami rzeczywiście mogłyby być siedzibą jakiegoś rozbójnika. Później mijamy miasteczko Ajka (zbiornik z czerwonym szlamem z tamtejszej huty aluminium jeszcze się trzyma) i zmierzamy w kierunku Balatonu.

0721 km, Somló

Kształt góry nie pozostawia wątpliwości – przed milionam lat był to wulkan. Winnice Somló rozwinęły się właśnie na jego stokach. Parkujemy kampera u podnóża ogromnego ba zaltowego stożka i mimo że zapada wieczór, ruszamy na po szukiwanie piwnicy polecanej przez autorów przewodnika po winach Europy. Im wyżej wchodzimy, tym ciekawsze widok roztaczają się na okolicę, na przykład na otoczoną winoroślą kaplicę św. Ilony. Niestety wszystko jest zamknięte na głucho i nigdzie żywego ducha. Wracamy do samochodu, na pocie szenie obskubując pyszne śliwki (węgierki), orzechy włoskie i słodkie winogrona w mijanych winnicach. Szczęśliwie dla naszych żołądków kasztany jadalne jeszcze nie dojrzały. Rankiem otwiera się jedna z piwnic i możemy degustować trunki tego niewielkiego regionu winnego, jednego z ok. 20 na Węgrzech. Próbujemy na przykład sławnego lokalnego szcze pu Juhfark, którego nazwa oznacza „barani ogon”. Ponoć męż czyźni, którzy w noc poślubną wypiją zrobione z niego wino płodzą synów. Tutejsze wina są bardzo kwasowe, a Juhfark w szczególności, o czym już wcześniej czytaliśmy, ale zasko czenie i tak jest. Kupujemy kilka butelek jako ciekawostkę.

0764 km, Badacsony

Region Badacsony podobnie jak Somló leży na wygasłym wulkanie. Sławę zawdzięcza bazaltowej glebie, łagodnemu klimatowi i sąsiedztwu jeziora Balaton. To jedno z najlepszych na świecie (!) siedlisk dla win białych. Powstają tu głównie wina wytrawne, ale też bardzo dobre słodkie. Degustujemy je w piwnicy Thomay. Właściciel wydaje się zaskoczony najściem turystów po sezonie, ale szybko pokazuje, czym jest węgierska gościnność. Na stole oprócz kieliszków pojawiają się chleb, ser, cebula, słonina i smalec. Na Węgrzech degustuje się wina, przegryzając je kanapką z czymś tłustym, co skutecznie „oczyszcza” kubki smakowe. Zaczynamy od lekkich win wytrawnych i zmierzamy ku coraz cięższym i słodszym. Przy Zeusie i Késői Olaszrizling słodycz osiąga apogeum. Już nie jest tak zimno jak wcześniej, a ludowa muzyka węgierska, dudniąca od godziny za naszymi plecami, staje się zadziwiająco subtelna. Przed opuszczeniem piwnicy robimy poważne zakupy z myślą o długich zimowych wieczorach w Polsce. Niestety kamper został na kempingu nad Balatonem i musimy nieść słodko-wytrawny ciężar na plecach. Dochodzimy z nim do winnicy Szeremley, gdzie działa jedna z najlepszych węgierskich restauracji. Właściciel na potrzeby lokalu hoduje bydło starej węgierskiej rasy o długich rogach, pochodzące z puszty (ocaliła ją od wymarcia i zapomnienia). Kiedy zajadamy się zupami gulaszową i rybną i popijamy wino, nie dziwi nas, że restauracja i winnica zyskały takie uznanie. Następnego dnia oglądamy Balaton od południa. Za jeziorem widać łańcuch Wzgórz Balatońskich z łatwym do rozpoznania, najwyższym wulkanem Badacsony (438 m). Nie omieszkaliśmy się na niego wdrapać przed wyruszeniem w drogę. Powyżej winnic stożek jest porośnięty lasem pełnym buków, dębów, jesionów, lip, klonów i wiązów. Z powodu mgły musieliśmy sobie wyobrazić wspaniałe widoki na największe węgierskie jezioro, ale za to nastrój w lesie był iście baśniowy.


0848 km, Nagyatád

Ma brunatny odcień, pachnie dymem, a jej temperatura w najcieplejszym basenie wynosi 42°C. Alkaliczne wody termalne w miasteczku Nagyatád od ponad wieku są wykorzystywane do celów leczniczych. Pomagają przy chorobach skóry, nieżytach, problemach metabolicznych i innych schorzeniach. Ale o tym dowiemy się później, bo przy recepcji wszystko jest napisane po węgiersku. Zażywamy kąpieli dla czystej przyjemności siedzenia w ciepłej wodzie. Dopiero głód zmusza nas do opuszczenia leczniczego zdroju. Na drżących z osłabienia nogach ( jednak przesadziliśmy z czasem) szukamy restauracji z kuchnią węgierską. Nagyatád jest urocze, ale baza gastronomiczna wydaje się nad wyraz skromna – tra? amy tylko na bary i pizzerie. Dopadamy więc do kampera i pustoszymy lodówkę.

0920 km, Szigetvár

Za oknem leje i nie mamy ochoty na wizytę w tutejszych basenach termalnych, choć z kampowozu widać wejście do budynku aquaparku (zaparkowaliśmy między nim a ruinami XV-wiecznego zamku). Pocieszamy się ciastkami i kawą w cukierni, a ja zastanawiam się, które słowo widoczne na drzwiach: fér?   czy női, oznacza toaletę damską. Obstawiam pierwsze, ale pomyłka szybko wychodzi na jaw. Cóż, intuicja ma prawo zawieść, skoro w języku węgierskim nawet zgłoski „s” i „sz” odczytuje się odwrotnie niż w polskim, a nazw miejscowości nie sposób wymówić, a co dopiero zapamiętać. Rok wcześniej mieliśmy okazję nocować na kempingu w miejscowości o takiej właśnie karkołomnej nazwie. Przyjechaliśmy w środku nocy, więc szybko poszliśmy spać. Rano zbieraliśmy się powoli, przyglądając się przy śniadaniu naszym sąsiadom. Stało tam dużo kamperów z niemieckimi rejestracjami, a jeden najwyraźniej parkował od wielu miesięcy. Co może przyciągać Niemców na tak długo do węgierskiej mieścinki? Przyczynę odkryliśmy przypadkiem, zaglądając do bardziej odległej części kempingu. Znajdowały się tam baseny termalne z cudownie gorącą wodą. Wstęp w cenie noclegu. Nie mieliśmy już czasu na kąpiel, bo za bardzo guzdraliśmy się z rana.  PS Zapomnieliśmy przedwczoraj nabrać wody na kempingu. Teraz na stacji benzynowej w strugach deszczu napełniamy zbiornik przez rurę od odkurzacza. Znaleźliśmy ją w schowku w samochodzie. Nigdzie nie możemy kupić zwykłego szlaucha.

0998 km, Villány

Autorzy przewodnika po winach Europy nazwali region Villány-Siklós „węgierską Toskanią”. Okolice tych dwóch miejscowości leżących przy granicy chorwackiej to na Węgrzech główne miejsce produkcji czerwonych win. O tym, że wszyscy żyją tu z wina, świadczą piwnice ciągnące się po obu stronach głównej drogi Villány. Nie dajemy się jednak skusić na degustację w żadnej z nich, bo naszym celem jest leżąca na uboczu piwnica Bocka. O tym, że był to trafny wybór, przekonujemy się po skosztowaniu węgierskiego szczepu Kékfrancos i win cuvée (kompozycja różnych szczepów). Więcej smaku, aromatu i słońca nie zmieściłoby się w butelce. Próbujemy też specjałów tutejszej kuchni. Po zjedzeniu mięs i sałat omdlewamy z rozkoszy przy su? ecie czekoladowym z wiśniami. Ale jeszcze większym deserem jest wizyta w podziemiach, gdzie leżą pękate dębowe beczki i stoją kadzie z fermentującym moszczem.  W doskonałych nastrojach wracamy do kampera. Zaparkowaliśmy go w centrum wsi. Jest dość mocno pochylony do przodu, ale nie mieliśmy wyboru. Zasypiam z wizją, że w nocy puszcza hamulec ręczny i samochód, nabierając prędkości, pędzi w kierunku pobliskich domów. My – zaspani, w piżamach – nie możemy nic zrobić, bo dostęp do hamulca blokuje łóżko.

1038 km, Harkány

Rano kamper stoi na swoim miejscu. Pogoda jest niepewna, więc zamiast spaceru po okolicznych wzgórzach wybieramy Harkány. To jedno z najbardziej znanych uzdrowisk termalnych na Węgrzech – rocznie odwiedza je ponad milion turystów. Tamtejsze wody siarkowe (26–38°C) są zalecane przy reumatyzmie, bólach mięśni, podagrze i kilkunastu innych schorzeniach. Że zawierają siarkę – czuć z daleka, na dodatek mają niezwykłą mlecznobłękitną barwę. Nad nieprzejrzystą ta? ę wystają dziesiątki głów kuracjuszy prowadzących konwersacje w różnych językach. Rozmowy zlewają się w gwar. My też mamy w nim swój udział, bo trudno nie skomentować na przykład zapobiegliwych pań z parasolkami. Kiedy zaczyna padać deszcz, osłaniają fryzury, siedząc po szyję w wodzie! Teraz będzie znowu o jedzeniu – o węgierskich langosach. To drożdżowe placki smażone w oleju, bardzo tłuste. Po wyjściu z basenów zamawiamy je w wersji all inclusive: z czosnkiem, śmietaną i żółtym serem, i opychamy się nimi po brzegi.

1063 km, Pecz

Parkujemy kampera między blokami. Przyjechaliśmy do Peczu na krótko, by zobaczyć starówkę, co ponoć obowiązkowo trzeba zrobić, gdy się przebywa w tej części Węgier. Śpieszymy się, bo chcemy odwiedzić region winny Szekszárd nad Dunajem.

Na rynku w Peczu króluje meczet. Patyna na jego murach zdradza sędziwy wiek. I rzeczywiście, został zbudowany z kamieni pochodzących z gotyckiego kościoła, który w XVI stuleciu Turcy zburzyli po wtargnięciu do miasta. Zaglądamy do środka – teraz jest to kościół katolicki. Później zachodzimy (wszędzie na moment) do Muzeum Zsolnay, gdzie znajdują się zbiory znanej miejscowej porcelany, do ogromnej romańskiej katedry z czterema wieżami, do Cella Septichora, czyli muzeum w miejscu wczesnochrześcijańskiego cmentarza, do herpetarium mieszczącego się we wspaniałych lochach. Przechodzimy też koło synagogi, gdzie starszy pan recytuje nam po węgiersku „Polak, Węgier, dwa bratanki” i wykrzykuje (w naszym języku) „Niech żyje Polska”. Tak zachęceni zwiedzamy (szybko) zabytkową świątynię. Na placu przed nią trwa festyn ludowy, więc oglądamy (tylko chwilę) rękodzieło na straganach i nie możemy się nadziwić, że na imprezie pod gołym niebem Węgrzy chodzą z kieliszkami wina w dłoniach. U nas to nie do pomyślenia, królują plastik i piwo. Później idziemy coś (szybko) zjeść, żeby już nie tracić czasu w drodze.

Z Peczu wyjeżdżamy o zmroku. Mijamy drogowskaz na Szekszárd i pędzimy na północ. Nie brakuje nam powodów, żeby wrócić na Węgry, ale Szekszárd będzie jeszcze jednym.

1145 km, Paks

To miasteczko kojarzy się Węgrom przede wszystkim z elektrownią atomową, jedyną tego typu działającą w kraju. Mnie Paks będzie przypominał nocleg pod supermarketem (nie znaleźliśmy innego parkingu) i zielony Dunaj. Nie modry, jak w tytule walca Straussa, ale też piękny. Ten zaskakujący odcień wody spowodowały zapewne ob? te tego roku deszcze.

1727 km, Kraków

Zdajemy kampera i przepakowujemy się do osobowego autka. Kiedy już w nim siedzimy (tylko kierowca nie ma kartonów wina pod nogami i kolan pod brodą), z rozrzewnieniem myślę, jaki to wygodny dom na kółkach właśnie opuściliśmy.


NO TO W DROGĘ

Węgry
  • Powierzchnia: 93 tys. km2
  • Ludność: ok. 10 mln.
  • Waluta: forint (HUF)
  • 100 forintów = ok. 1,45 zł.
  • Winiety drogowe: na Słowacji – ważna tydzień kosztuje 30 zł, na miesiąc 55 zł; na Węgrzech – 13,50 euro za winietę 10-dniową.
  • Ceny paliwa na Węgrzech: ropa 220–235 forintów/l, benzyna ok. 340 forintów/l.
  • Wypożyczenie kampera: na przykład w ? rmie Elcamp w Krakowie (www.elcamp.pl). Koszt wynajęcia modelu Hymer EXIS-i 572 (4-osobowy) to 400 zł/dzień w niskim sezonie, 480 zł w średnim sezonie i 580 zł w wysokim sezonie (plus kaucja za samochód w wysokości 4 tys. zł). Kamper spala średnio ok. 10–12 l ropy na 100 km. Na podstawowym wyposażeniu auta jest m.in. kuchenka gazowa, lodówka z zamrażalnikiem, łazienka z prysznicem i toaletą chemiczną, naczynia kuchenne, markiza, bagażnik rowerowy (na 4 rowery), klimatyzacja, kamera cofania i instalacja telewizyjna.
  • Baza kempingowa dla kamperów jest na Węgrzech bardzo dobrze rozwinięta m.in. dzięki naszym sąsiadom zza Odry. Na kempingu można uzupełnić wodę i doładować akumulatory, podłączając się do stałego zasilania.
  • Kempingi: godny polecenia jest Kemping Tomaj w Badacsony położony nad Balatonem. Opłata za samochód i podłączenie się do prądu 1400–1600 forintów (w zależności od miejsca: blisko lub dalej od jeziora), opłata od osoby za noc – od 550 forintów, opłata klimatyczna 340 forintów od osoby za noc (ceny na 2010 r.; poza sezonem). www.tomajcamping.hu
  • Degustacja bywa bezpłatna (nie płaciliśmy na przykład w piwnicy Thomay w Badacsony oraz w Somló w piwnicy Csordas-Fodor), zazwyczaj jednak płaci się za każdy kieliszek. Ceny w restauracji w winnicy Szeremley w Badacsony: zupa gulaszowa 900 forintów, zupa rybna 1100 forintów, dania główne od 2400 forintów, kieliszek białego wina od 300 forintów. Ceny w Villány w winnicy Bocka (www.bock.hu): kieliszek wina od 260 do 2400 forintów, dania główne od 1200 forintów, desery od 600 forintów.
  • Najbardziej przydatnym językiem obcym jest niemiecki.
  • Zabytkowe kąpielisko termalne w centrum Nagyatád (Nagyatádi Termál és Gyógyfürdő) – wstęp 1200 forintów. Czynne: od wtorku do niedzieli w godz. 7–18, w poniedziałki do 16.
  • Kąpielisko w Harkánach (Harkányi Gyógyfürdő) – wstęp do spa i otwartych basenów 2500 forintów dorośli, ulgowy 1770 forintów, po godz. 14 bilety dla dorosłych kosztują 1770 forintów. Czynne codziennie w godz. 9–18. www.harkanyfurdo.hu