Zima minęła, pora wyruszyć w Polskę – zdecydowaliśmy, szukając pomysłu na miłe spędzenie weekendu. Niech będzie również romantycznie – pomyślałam, i za cel samochodowej podróży obrałam Chełmno – miasto zakochanych.

Zanim dojechaliśmy do celu, skusił nas stojący na wzgórzu Zamek Golubski w mieście Golub-Dobrzyń leżącym po obu stronach Drwęcy. Widać go było z daleka. Z bliska moją uwagę przyciągnęły wielkie armaty. Okazało się, że wartości historycznej dopiero nabierają jako emerytowane rekwizyty z filmu Potop, podarowane przez łódzką Wytwórnię Filmów Fabularnych.

Golubski zamek zbudowali Krzyżacy w latach 1293–1306, a po trzech stuleciach zmodernizowała go Anna Wazówna, siostra króla Zygmunta III. Odbudowano go z ruin po II wojnie światowej. Teraz odbywają się tu turnieje i bale rycerskie. Do komnat prowadzą końskie schody, po których ongiś wjeżdżali na wierzchowcach rycerze w ciężkich zbrojach. W jednej z sal właśnie otwarto ekspozycję kościanych i metalowych narzędzi z X–XIII w. niedawno wykopanych w pobliskim Kałdusie.

W zamku, jak to w zamku, coś musi straszyć. Tutaj to niewdzięczne zadanie przypadło portretowi Zygmunta Kwiatkowskiego, który przez ponad 30 lat był dyrektorem zamku i skutecznie zabiegał o jego odbudowę. Wykonane na polecenie dyrektora dzieło wisi nad wejściem do kapitularza. Warto je obejrzeć ku przestrodze.

Opuszczamy twierdzę. Romantycznie tu nie było, ale za to ciekawie.

Ruszyliśmy do położonego na dziewięciu wzgórzach Chełmna, niegdysiejszej stolicy ziemi chełmińskiej, obszaru między Wisłą, Drwęcą a Osą. Na środku rynku miasta zakochanych stoi renesansowy ratusz, a w nim informacja turystyczna i muzeum. Na elewacji budynku do dziś zachował się średniowieczny wzorzec miary, tzw. pręt chełmiński długości 4,35 m, podzielony na kroki, stopy i łokcie.

Patrząc na obwieszoną czerwonymi sercami ulicę Grudziądzką, zastanawiam się, skąd się wziął pomysł na nazwanie Chełmna miastem zakochanych. 14 lutego bito tutaj z okazji walentynek 7-złotowe chełmińskie monety z serduszkami! Wyjaśnienie jest proste. W pobliskim kościele farnym leży relikwia św. Walentego. Muszę ją zobaczyć. To tylko kilka kroków od rynku.

Zbudowany w latach 1280–1320 kościół farny jest duży i piękny, w środku zdobiony elementami gotyku, renesansu, baroku i rokoka (relikwia św. Walentego stoi w srebrnej skrzyni). Dość zaskakującą ozdobą wnętrza świątyni jest meluzyna, podwieszony do sufitu świecznik z XVII w. w kształcie głowy jelenia. Podobno służył za pogodynkę. Sznury konopne i włosy niewiast wplecione w łańcuch, na którym wisi, reagują na wilgoć w powietrzu i obracają rzeźbę tyłem do ołtarza. Czy to działa? Trudno powiedzieć. Gdy zwiedzałam Chełmno, deszcz nie padał, a jeleń prawidłowo patrzył prosto na ołtarz.

Spaceruję ulicami dzielącymi miasto w szachownicę. Pełno tu wzniesionej przez Krzyżaków XIII–XIV-wiecznej architektury. Chełmno było projektowane na stolicę państwa krzyżackiego, lecz ostatecznie przegrało rywalizację z Malborkiem. Za murami obronnymi długości ponad 2 km rozpościerają się piękne planty i park.



Dalej ruszyliśmy do oddalonegoo 15 km Chrystkowa leżącego w pradolinie Wisły. Wiosną kwitną tam stare odmiany jabłoni, a urok tego miejsca podkreśla niezwykła chata z 1770 r. Zbudowali ją holenderscy osadnicy, menonici (członkowie odłamu protestanckiego ugrupowania anabaptystów). W swojej ojczyźnie zajmowali się rekultywacją terenów bagiennych, lecz wskutek konfliktów religijnych wyemigrowali na słynące wówczas z tolerancji ziemie polskie. Osiedlali się wzdłuż Wisły aż do Warszawy, by robić to, co umieli najlepiej – meliorować podmokłe tereny i uprawiać rolę. – Pozostały po nich tylko dwie chaty: ta w Chrystkowie i na Żuławach – mówi Czesław Kwiatkowski, właściciel gospodarstwa agroturystycznego, na terenie którego stoi zabytkowy dom. Pan Czesław oprowadza mnie po budynku, pokazuje pokój, w którym się urodził w 1946 r. Teraz na stałe nikt tu nie mieszka. Latem chatę i pokoje wynajmują turystom.

Stąd jest całkiem niedaleko nad jeziora. Pojechaliśmy nad Jezioro Wielkie Cekcyńskie. Można tam powędkować, popływać albo zrobić sobie bazę wypadową na wycieczkę w Bory Tucholskie. W pobliżu jest kilka stadnin, więc miłośnicy jazdy konnej również znajdą tu coś dla siebie.

Stąd ruszyliśmy do Grudziądza. Wieczorny spacer po Rynku Głównym otoczonym barokowymi kamienicami i okolicznymi ulicami to prawdziwa przyjemność. Doszliśmy do spichrzy nad samą Wisłą – to im Grudziądz zawdzięcza słynną panoramę – i przez Toruń wróciliśmy do Warszawy.




  • Zamek Golubski - W maju organizowane są przeglądy zespołów ludowych, na początku lipca odbywają się międzynarodowe turnieje rycerskie. www.chelmno.pl
  • Chrystkowo - Chata menonicka i gospodarstwo agroturystyczne znajduje się 12 km od Świecia i 5 km od Bydgoszczy. www.cekcyn.pl; gospodarstwa agroturystyczne www.e-borytucholskie.pl