- Ja nie jestem przygotowany na 100%, jestem przygotowany na 150% - mówi z uśmiechem podróżnik, który już po raz trzeci zamierza zmierzyć się z Atlantykiem w samotnej podróży. Tym razem chce dotrzeć z Północnej Ameryki do Europy. 

To co wielu może przerażać innych w takiej wyprawie nie jest dla Doby żadnym problemem: 3-4 miesięcy samemu na oceanie.

- Samotność jest gdy człowiek mieszka sam w bloku w dużym mieście z sąsiadami i nikt się nim nie interesuje. Żyje w tłumie, ale samotnie. A ja czy mogę być samotny? Miałem w podróży kontakt sms'owy, telefoniczny. Ja byłem sam, ale nie samotny. 

Doba podróżnika będzie bardzo nieregularna. Jak sam mówi, nie ma wyznaczonego rytmu takiej podróży, dopasowuje się do rytmu organizmu jeśli chodzi o głód czy sen. Około 8-12 godzin na dobę przypada na wiosłowanie, reszta czasu to spanie, jedzenie i doglądanie samego kajaku. Jednak jeśli chodzi o sen, to tego jest zawsze za mało. 
 

- Mogę spać tylko w nocy, podczas sztormów jedynie drzemać - mówi Doba - Mam nacisk psychiczny na to ile jeszcze mam do przepłynięcia, dlatego jest stały niedosyt snu.
 

Z drugiej strony podczas tego codziennego trudu podróżnik znajduje czas na czyste obcowanie z przyrodą. Podziwia ryby, obserwuje ptaki. Niektóre przy silniejszych wiatrów przylatywały do niego odpoczywać na kajaku.  
 

Największym przeciwnikiem w takiej wyprawie jest sam ocean. Poprzednim razem kajakarz przetrwał 8 sztormów, z czego jeden z nich trwał aż 3 doby. Teraz pogoda także może okazać się kapryśna ze względu na napływ zimniejszych wód do Atlantyku. 
 

Na pokład swojego kajaku Doba zabiera specjalną liofilizowaną żywność, która się nie psuje, oraz między innymi dwa telefony satelitarne. Zamierza nadawać z oceanu audycję dla Radia Szczecin.  
 

On na morzu, a ona?
 

Każda podróż Aleksandra to wyzwanie dla jego żony. Pani Gabriela Doba mówi, że od samego początku wiedziała z kim się wiąże, a z 40 lat małżeństwa razem byli raczej 25-30 lat, bo reszta to podróże Aleksandra. Towarzyszyła mu w wyprawach kajakowych i żeglarskich, jednak nie tych ekstremalnych. 
 

- Teraz będzie 3-4 miesiące spokoju w domu, ale i trwogi, śledzenia w internecie jak ten spot się przesuwa, czy nie - mówi. 
 

Przy poprzednich wyprawach zdarzały się przerwy w komunikacji, jednak działał spot - czyli urządzenie pokazujące pozycję. Podróżnik co jakiś czas naciska go, a żona i inni śledzą na mapie przesuwanie się sygnału nadajnika. Dzięki temu pani Gabriela podchodzi już do wypraw męża spokojniej. 
 

- Trzeba zachować pewien dystans, bo tych emocji byłoby za wiele. Takie jest życie - mówi z uśmiechem.
 

Tekst: Błażej Grygiel