Jeśli w Chinach sprzedawca pokazuje ci znak „zdzwonimy się” (trzy środkowe palce zwinięte, kciuk i najmniejszy palec rozciągnięte), raczej nie czekaj na jego telefon. Właśnie poinformował cię o cenie danego produktu. Nasz „telefon” w Państwie Środka oznacza bowiem szóstkę. Czyli płacimy 6 juanów. Ale to nie jedyna zmyłka w pokazywaniu liczb w Chinach.
 

– Mój polski znajomy chciał zamówić w knajpie w Pekinie dwa piwa. Żeby było jasne, pokazał to na palcach. Po chwili kelnerka przyniosła osiem kufli – opowiada ze śmiechem Chen Xi, korespondentka chińskiej telewizji w Polsce.
 

– Chińczycy wypracowali własny system pokazywania liczb, który rożni się od tego zachodniego – tłumaczy. Zachodniego? Szczerze mówiąc, do tej pory myślałam, że jest ogólnoświatowy, tak naturalny, że wpadli na niego wszyscy.
 

– Zwróć jednak uwagę, że w Chinach do pokazywania liczb od 1 do 9 używa się tylko jednej ręki. A to bardzo ułatwia komunikację – podkreśla Chen Xi. Zwłaszcza na targu, w czasie zakupów, gdy w drugiej ręce trzyma się kosz, torbę, pieniądze. To właśnie z handlu wziął się ten uproszczony język matematyczno-migowy.
 

– Przed wiekami targowano się w bardziej dyskretny sposób niż teraz. Sprzedawca i kupujący wkładali sobie nawzajem w rękawy prawe dłonie, tak by nie było ich widać na zewnątrz. I licytowali bez słów, za pomocą gestów. Dzięki temu nikt inni na bazarze nie widział, jak bardzo udało się zbić lub podbić cenę – opowiada Chen Xi.
 

Ale jest i inne wytłumaczenie. – Chińskie dialekty bardzo się od siebie różnią. Na przykład wymowa słów „cztery”, „siedem” czy „dziesięć” w rożnych prowincjach jest kompletnie inna. Trzeba było więc wymyślić uniwersalny, a przy okazji wygodny system pokazywania liczb. Bo to one są przecież podstawą w kontaktach handlowych – mówi Olgierd Uziembło, lektor chińskiego na Uniwersytecie Warszawskim. Gestami można też pokazać 20, 30, 40 (krzyżowanie palców obu dłoni).
 

To już jednak wyższa szkoła jazdy, więc prezentujemy tylko pierwszą, najbardziej użyteczną dziesiątkę. I dziękujemy Chen Xi za udział w naszej sesji. Swoją drogą liczba 8 przynosi w Chinach szczęście. Za numer komórki z ósemkami płaci się krocie. Nie bez powodu olimpiada w Pekinie ruszyła 08.08.08. Pecha przynosi natomiast 4. – Samo słowo brzmi podobnie jak chińskie „śmierć” – tłumaczy Olgierd Uziembło. Chińczycy unikają więc wszelkich czwórek: mieszkań z tym numerem, autobusów, pięter, zwłaszcza w szpitalu. Najbardziej nielubianą jest jednak 514, bo to homofon (wyraz w warstwie dźwiękowej identyczny z innym wyrazem, odmienny jednak od niego w warstwie znaczeniowej i graficznej) z chińskim zdaniem „ja chcę umrzeć”. 38 brzmi natomiast jak „idiota”, 250 jak „kretyn”, a 521 to „kocham cię”. I w ten sposób coraz młodsi Chińczycy coraz częściej obrażają i wyznają sobie miłość w internecie.
 

A wracając do gestów. Niestety i w tym systemie z czasem zaczęły się pojawiać odstępstwa, a więc i nieporozumienia. Pułapkami są zwłaszcza siódemka, w niektórych rejonach pokazywana podobnie do ósemki. Oraz piątka, która niekiedy przybiera formę zamkniętej pięści, tak jak jedna z wersji dziesiątki. – Pamiętam, jak po kilku latach nauki chińskiego i perfekcyjnym, jak mi się zdawało, opanowaniu tych gestów próbowałem ustalić z handlarzami w jakiejś wsi cenę. Pokazywałem ósemkę, ale oni myśleli, że to takie dziwne siedem. Trudno nam było się dogadać. Po chwili wyciągnęli więc kalkulator. I wstukali odpowiednie cyfry.