Wszystko dzięki niedawnej decyzji władz miasta legalizującej hodowlę pszczół w dzielnicach mieszkalnych.

Ale owady te żyją także w polskich miastach. W samej Warszawie można znaleźć 300 uli. W Łodzi powszechne są hodowle w ogródkach działkowych na obrzeżach miasta. Próby wprowadzania owadów do centrum podejmuje się też w Szczecinie. Zwolennicy miejskiego pszczelarstwa twierdzą, że ich pszczoły radzą sobie nie gorzej od tych hodowanych w gospodarstwach rolniczych. – Miasto ze swoją bioróżnorodnością jest lepszym miejscem do ich hodowli. Tu przez cały rok coś kwitnie. Z kolei na wsi często dochodzi do sytuacji, w której po przekwitnięciu na przykład rzepaku pszczoły zwyczajnie nie mają już co jeść i z czego budować zimowych zapasów – mówi Jędrzejewski z inicjatywy Miejskie Pszczoły. Miasto to hektary dachów niedostępnych dla przypadkowych ludzi. Mogą one stać się dla pszczół najbezpieczniejszym schronieniem, a dla mieszczuchów ciekawostką i sposobem na ratowanie zagrożonego gatunku, bez którego i my nie przetrwamy.

Mimo to, jeszcze do niedawna pszczoły żyły w polskich miastach nielegalnie. Jak się to zmieniło? O tym w listopadowym wydaniu "National Geographic Polska" – już w kioskach. Zobacz, co jeszcze w numerze!