Tegoroczne przyciągnęły prawie dwie setki tysięcy odwiedzających, to praktycznie niemałe miasteczko. Wydaje się że dużo. Znając jednak tę imprezę od lat (jestem tam regularnym gościem od roku 2002) - mogę stwierdzić pewne oznaki kurczenia się rynku. Po pierwsze - wyraźnie zmniejszył się rozmach organizacyjny. Bo choć i tak rozmiar PHOTOKINY przyprawia o zawrót głowy przeciętnego gościa, nie tylko z Polski - to nie sposób było nie zauważyć zamkniętej hali  nr 10...
 

Na rynku następuje swego rodzaju konsolidacja. Trzymający się jeszcze jakoś, do niedawna, producenci sprzętu analogowego stają się coraz bardziej przetrzebieni. Przeżywając kolejne kryzysy w końcu bankrutują, a ich marka przy największym szczęściu, trafia z innymi produktami do nowego producenta - jak to mam miejsce choćby z ILFORD’em. Fotografia, a wraz z nią rynek fotograficzny, przeszła w ostatniej dekadzie prawdziwie potężne trzęsienie ziemi, które na kolana rzuciło wielu, z gigantami związanymi z nią od zaraznia - jak KODAK’a. W ciągu tych burzliwych lat zniknęły marki taki jak MINOLTA, CONTAX. Huragan cyfryzacji sprowadził wiele nowego, z jednej strony narobił zniszczeń, z drugiej  zaś, wyniósł fotografię na kosmiczny, niespotykany wcześniej poziom popularności. Dość powiedzieć, że w erze cyfrowej robi się w ciągu kilku chwil więcej zdjęć (w liczbach) niż wcześniej, przez półtora wieku analogowego obrazowania - w sumie...
 

Zobacz zdjęcia z targów Photokina!
 

Wracając do targów - to widać. I ten kranik z dopływem kapitału związanego z rewolucją cyfrową w końcu zaczął dawać mniejsze ciśnienie. Skurczyła się choćby liczba drobnych wystawców z Chin. Poza nowościami sprzętowymi, można było wydrukować sobie swoje zdjęcie na najnowszych drukarkach - np. EPSON, klasycznych i nowych papierach. Producencie zapraszali współpracujących fotografów nie tylko do wystaw, ale też na swoje stoiska - można było dostać fotografię, spokojnie z nimi porozmawiać - np. na stoisku TECCO z węgierską fotografką Florą Borsi.
 

NIKON nie miał żadnej wielkiej premiery - co jest sytuacją wyjątkową. Na stoiskach firm FUJI i PANASONIC można było najważniejsze premiery podziwiać...przez szybkę. W tym drugim przypadku, skarbu strzegły dwie smutne panie, skutecznie odstraszając zainteresowanych. Tłumu nie było. Tym większe brawa należą się pozostałym dwóm wielkim graczom - firmom CANON i SONY. Pierwszy wystawił nową, kolejną, już czwartą wersję swojego najpopularniejszego aparatu dla zaawansowanych amatorów, lubianego przez zawodowców EOS 5D. Mark4 jak się go najczęściej popularnie określa swoją premierę miał nie na targach PHOTOKINA ale kilka tygodni wcześniej.  Nie wnosi wielkiej rewolucji, rewolucją były wersje 1 i 2. Filmowanie lustrzanką z pełnoklatkowym sensorem, przy użyciu baterii obiektywów było rewolucją. Tak jak lustrzanka pełnoklatkowa z ceną 1/2 poprzedniej (w stosunku do 1Ds). Jednak zdecydowanie należą się CANON’owi brawa. Goście mieli do dyspozycji nowe aparaty w wielu konfiguracjach (z wieloma różnymi obiektywami podpiętymi na stałe) - można było włożyć w slot swoją kartę i wykonać próbne zdjęcia. Drugi z wymienionych producentów, SONY, zdecydował się na premierę i ruch przez wielu określany jako... krok wstecz. Nie sądzę, by miało sens takie określenie. Chodzi o kolejny, bardzo zaawansowany aparat z bagnetem A.
 

Obecnie najbardziej popularyzuje się bagnet bezlusterkowców, czyli E. Poprzedni, swoje korzenie mający jeszcze w firmie MINOLTA stosowany jest w lustrzankach. Na rynku, wśród użytkowników pozostało mnóstwo obiektywów z tym mocowaniem, a nowe są wciąż w sprzedaży. I choć mogą być one użyte bez problemu w najnowszych aparatach po zastosowaniu przejściówki, to wielu fotografujących pozostawało z niedosytem - czekając na wygodny, duży aparat dający wygodę pracy połączoną z wyśrubowanymi parametrami. Nie zawiedli się. Bardzo zaawansowane możliwości filmowe, 12 klatek na sekundę, super szybki AF, bardzo ergonomiczny korpus etc.. Użytkownicy będą zadowoleni. Tak jak w przypadku firmy CANON, tak i na stoisku SONY można było sobie nowy aparat wziąć do ręki i fotografować do woli przygotowane przez wystawcę, świetnie oświetlone sceny. Ostatni z ważnych graczy na rynku - OLYMPUS wzbudza mój szacunek konsekwencją w działaniu i obranej drodze. Mnie osobiście bardziej niż aparaty (które bardzo lubię) przyciągnęło na to stoisko wystąpienie redakcyjnego kolegi, fotografa - Marcina Dobasa.
 


Kolejnym śladem pozostawionym na PHOTOKINIE przez naszych ludzi (National Geographic Polska) - były fotografie autorstwa Mikołaja Nowackiego, wyeksponowane na stoisku LUMIA (PANASONIC). Mikołaj prowadził również cyklicznie krótkie, ale ciekawe prelekcje. Nie jest nowy pomysł, na świecie od lat tak realizowany jest przekaz wielu firm. Mnie na stoisku firmy NIKON najbardziej podobały się... fotografie Ami Vitale z amerykańskiej redakcji NG. Nikt jednak nie mógł się mierzyć w tym względzie z firmą LEICA. Co prawda z produkcją aparatów w erze cyfrowej bywa tam różnie, to jednak fotografia pozostaje ciągle domeną firmy z małą czerwoną kropką. Imponujące całe górne piętro jednej hali wypełnione było pięknie wyeksponowanymi fotografiami. W galerii tej, spokojnie można było spędzić całe popołudnie nie nudząc się ani chwili. Będąc już przy temacie czasu... tym razem byłem zdecydowanie zbyt krótko. Nie było wyjścia, musiałem wrócić na galę WKF, która odbywała się we czwartek, 22-go.
 

Aby porządnie z targów PHOTOKINA skorzystać trzeba sobie zarezerwować przynajmniej 3-4 dni. Ja już czekam, za dwa lata jadę na dłużej. Fotografia wymaga oddechu, chwili spokoju i zastanowienia. Goniąc za technicznymi nowościami tracimy to, co ważne, a przecież nie samymi guzikami w aparacie fotograf żyje…
 

Tekst: Marek Arcimowicz