Jestem zła.
 

Bo z zapartym tchem oglądałam zwycięski bieg Bena Johnsona na olimpiadzie w Seulu w 1988 r. Myślałam wtedy: nadczłowiek. Jestem rozczarowana, bo wierzyłam w historię Lance’a Armstronga o walce z rakiem i spektakularne zwycięstwa w Tour de France. Wkurzam się, bo lubiłam patrzeć, z jaką pasją Maria Szarapowa wygrywała kolejne tenisowe mecze. Jestem wściekła, bo stosowali doping i z uśmiechem przyjmowali kolejne nagrody, wiedząc, że się im nie należą.
 

Najgorsze jest jednak to, że stając na podium, zabierali szansę tym, którzy byli za nimi. Ci, którzy chcieli być uczciwi, stracili nie tylko szansę na międzynarodową karierę, kontrakty reklamowe i być może lepsze życie, ale przede wszystkim „radość stania na podium, honorową rundę z polską flagą i emocje, od których rosną skrzydła” – jak mówi Grzegorz Sudoł, który na mistrzostwach świata w 2009 r. zajął czwarte miejsce. W tym roku, po zdyskwalifikowaniu pierwszego zawodnika na podium, przyznano mu brązowy medal.
 

Każdy z nas teraz powie, że nie ma ochoty patrzeć na rywalizację nakoksowanych maszyn. Ale czy na pewno chcemy czystego sportu? Czy jesteśmy gotowi na to, że zawodnicy, którzy nie biorą stymulantów, będą mieli wyniki być może gorsze od obecnych? Że rekordy świata nie będą padały co chwila? To oczekiwania kibiców i wielkie pieniądze nakręcają sport wyczynowy – każdy z nas ma więc w tym swój udział.
 

Na tegorocznej olimpiadzie w Rio nie wystąpią lekkoatleci z Rosji. Zostali drużynowo zdyskwalifikowani. Chciałabym wierzyć, że to początek końca dopingu w sporcie.
 

Martyna Wojciechowska
 

 


Zobacz kolejny odcinek naszego serialu "Warto spróbować" - tym razem nasza reporterka rusza na tor rowerowy!