Pod drzewami rozkładają koce i maty, z piknikowych koszy wyjmują smakołyki, rozsiadają się gromadnie i celebrują Hanami – święto kwitnącej wiśni. Ten stary japoński zwyczaj wywodzi się z buddyzmu, który uczy świadomości przemijania. Fakt ten najpełniej ilustruje właśnie okres kwitnienia wiśni, który jest taki krótki, że łatwo go przeoczyć, nie zauważywszy w porę. I dlatego, w życiowym pędzie współczesnego świata jest to czas, by się zatrzymać i pomyśleć o sprawach najważniejszych: miłości, pięknie i tym, że życie składa się z wielu szybko przemijających etapów, i że każdym z nich trzeba się cieszyć, póki trwa.
W japońskiej kulturze aspekt przemijalności, tak mocno zakodowany w sercach i umysłach, pozwala czerpać radość z każdej, nawet najdrobniejszej, chwili codzienności. Dlatego Japończycy koncentrują się na celebrowaniu najprostszych czynności życiowych. Zupełnie jakby chcieli powiedzieć: „chwilo trwaj”. Niemniej świadomość przemijania każe im również pamiętać o śmierci,
a pogodzić się z nią ułatwia taniec z cieniem – Butoh. Opisuje on światło i cień, narodziny i śmierć, stawanie się i umieranie. Tancerze malują twarze na biało, co stanowi nawiązanie do pierwotnego związku teatru i kultu śmierci; pierwsi aktorzy, odgrywający rolę zmarłych, ukrywali twarz pod makijażem lub maską. Poprzez powolną powtarzalność ruchów tancerz jednoczy swe ciało i umysł, integruje się ze zmarłym i godzi z jego odejściem.
Głębię tych elementów tradycji japońskiej, w niezwykle subtelny sposób, ukazuje najnowszy film Doris Dorrie „Hunami – kwiat wiśni”. Ta niemiecka reżyserka, zresztą buddystka zafascynowana Japonią i jej kulturą, zrealizowała niezwykle mądry i delikatny w swej wymowie film o miłości i śmierci. Umieszczając częściowo jego akcję właśnie w Japonii, ukazała nie tylko współczesne oblicze tego kraju, ale także, opierając się na jego tradycji, przeprowadziła bohatera swego obrazu przez wszystkie zawiłości jego psychicznych dylematów.

Tekst: Małgorzata Sienkiewicz