Energia wyzwolona w czasie tej eksplozji była trzykrotnie większa niż podczas wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie! Eksplozja, porównywana z siłą wybuchu 50 tysięcy ton trotylu, została zarejestrowana przez stacje badawcze, odległe nawet o 16 tysięcy kilometrów. Naukowcy twierdzą, że gdyby do całej tej sytuacji doszło na niższej wysokości lub asteroida była większym obiektem, nastąpiłaby nieobliczalna katastrofa. Powstaje pytanie: dlaczego żaden z ośrodków badawczych, zajmujących się obserwacją „nieba” nie wypatrzył obiektu, zmierzającego w kierunku Ziemi? Okazuje  się, że astronomowie dysponujący supernowoczesnym sprzętem nie są w stanie „wyłapać” obiektów, których średnica jest mniejsza niż 100 metrów! Naukowcy sugerują, że dysponują wciąż zbyt małą liczbą teleskopów i dlatego obiekty niebezpieczne dla naszej planety mogą pozostawać niewychwycone. A poza tym, aby dojrzeć najmniejsze z nich, o 10-20 metrowej średnicy, należy budować większe teleskopy, co stanowi koszt wielu miliardów dolarów. I na dodatek brak jest stuprocentowej pewności, że wydatek ten pozwoli uniknąć ewentualnej katastrofy. Na pocieszenie dodajmy, że w Waszyngtonie trwają prace nad projektem mającym sformułować zasady postępowania w przypadku zagrożenia ze strony ciał kosmicznych.

Tekst: Agnieszka Budo